środa, 31 sierpnia 2011

A chętnych na aplikacje nie brakuje

Z gorączką nauki przedegzaminacyjnej w tle, kilka słów statystyki odnośnie rzesz chętnych, które - dzielnie brnąc przez meandry polskiego (i nie tylko, bo unijnego w wąskim zakresie także) prawa - chcą rozpocząć aplikacje prawnicze.
  • w sumie 12013 zgłoszeń na wszystkie aplikacje - w 2010: 9692, w 2009: 14175, w 2008: 12605
  • na aplikację adwokacką 4127 (2010: 2958, wzrost o ok. 40%)
  • na aplikację radcowską 5965 (tradycyjnie najwięcej, 2010: 5551, wzrost ook. 400)
  • na aplikację notarialną 1130 
  • na aplikację komorniczą 639 osób (2010: 351, wzrost o ok. 80%!)
Zatem 24.09.2011 o 11:00 zasiądzie nas przeszło 12000 osób, w ramach 63 komisji egzaminacyjnych w 24 miastach.

ps. Nie wiedzieć, czemu, ktoś zgłosił tego bloga jako "stronę powodującą ataki". Zniknęła dzięki temu z wyszukiwarki. Chyba muszę zmienić adres...

piątek, 26 sierpnia 2011

Jak uniknąć spreadu i rejestrowe naciągactwo

Temat bardzo na czasie - w kontekście, raz po raz pobijanych, rekordowych kursów franka szwajcarskiego, który do niedawna był uznawany za jedyny słuszny sposób, aby nie przepłacać, zaciągając kredyty długoterminowe (hipoteczne). I tak było - trudno się jednak dziwić, że panika powstawała, gdy ok. 10 lat temu kurs wynosił ok. 2-3 zł, podczas gdy dzisiaj wynosi on niewiele mniej niż 5 zł. Nie rozumiem jednak tych osób - jeśli, powiedzmy, ktoś wziął kredyt na lat 20, i przez 10 lat (pół okresu kredytowania) spłacał po kursie bardziej niż bardzo korzystnym, to nie rozumiem lamentowania teraz, gdy ten kurs się zrobił wyższy. Przez tamte lata tyle oszczędził (zarobił), że nawet taka podwyżka kursu oznacza, że w najgorszym wypadku wyjdzie na 0, dopłacać raczej nie będzie. 

Przechodząc do rzeczy - wczoraj lub dzisiaj weszła w życie przyjęta nowelizacja m.in. Prawa bankowego. Raty kredytów mieszkaniowych rozliczanych w obcej walucie będzie można bez dodatkowych opłat spłacać bezpośrednio w tej walucie. Kredytobiorcy będą mogli zatem uniknąć niesławnego spreadu (różnica pomiędzy kursem zakupu i sprzedaży waluty), który w niektórych bankach przekracza 10% i znacznie zawyża raty kredytowe. Banki nie będą mogły nakładać dodatkowych kosztów ani stosować wobec nich innych ograniczeń. Obecnie takie opłaty sięgają kilkuset złotych.
Oznacza to ulgę dla ok. 700 000 kredytobiorców z zobowiązaniami zaciągniętymi w frankach. Wg danych z maja br., wartość kredytów mieszkaniowych rozliczanych w walutach obcych wynosiła na koniec maja 174 mld zł (61,75% wszystkich). Najwięcej jest oczywiście kredytów we franku szwajcarskim (prawie 150 mld zł), dużo mniej Polacy mają kredytów w euro (prawie 22 mld zł.). Co oznacza ta zmiana w praktyce? Kredytobiorca będzie zatem mógł kupić walutę w innym banku (oferującym atrakcyjniejsze kursy), w kantorze lub zdobyć w inny sposób i dostarczyć do banku. Zgodnie z nowymi przepisami bank nie będzie mógł pobierać opłat ani za przyjęcie przelewu, ani za dostarczenie gotówki do placówki. 
Należy jednak mieć świadomość, że banki z pewnością będą chciały w jakiś sposób odzyskać pieniądze, których nie uda im się wyciągnąć od ludzi na zasadzie spreadu. Oznaczać to może wzrost marży lub prowizji, lub dodatkowe obowiązki dla kredytobiorców - np. ubezpieczenia. 
Zmiana polegać ma na tym, iż umowa kredytowa zawierać będzie dodatkowy element, nazwany „szczegółowe zasady określania sposobów i terminów ustalania kursu wymiany walut”. Ma to ułatwić kredytobiorcom zrozumienie zasad wyliczania wysokości rat. 

Warto odnotować, iż uchwalone zmiany to prawie kopia propozycji Komisji Nadzoru Finansowego sprzed bodajże 2 lat.

>>>

Pomysłowość ludzka, szczególnie inwencja naciągaczy, granic nie zna. 
Sytuacja dotyczy Krajowego Rejestru Pracowników i Pracodawców. Zaznaczmy, z Warszawy. Rozbija się o to, że duża grupa przedsiębiorców rozpoczynających działalność gospodarczą z okolic Częstochowy otrzymała, pochodzące rzekomo z w/w instytucji, wezwania do uiszczenia kwoty 115 zł tytułem wpisu firmy do "Ewidencji Działalności Gospodarczej prowadzonej przez Urząd Miasta Częstochowa". Pismo sformułowane jest w sposób precyzyjny, sugerujący pochodzenie faktycznie z urzędu, wskazuje dokładnie termin do wpłaty (26.08.2011), dołączony jest także gotowy druk przelewu. Nie brakuje także podstawy prawnej - Ustawa o swobodzie działalności gospodarczej (istnieje, fakt, ale konia z rzędem temu, kto wskaże w niej przepis, obligujący do spełnienia takiego świadczenia w tej wysokości i z tego tytułu), jak również bliżej nie określona "wewnętrzna uchwała". 

Sprawa się rypła, ponieważ niektóre z osób - podobno coraz więcej - zaczęły wydzwaniać do UM w Częstochowie, aby upewniać się co do pochodzenia wezwania i obowiązku zapłaty. Urzędnicy, oczywiście, informują, iż nie ma obowiązku uiszczania takich opłat. 

Problem ma Krajowy Rejestr Pracowników i Pracodawców, stworzony w Bielsku-Białej i tam mający siedzibę (nie w Warszawie) ogólnopolski portal, publikujący - zaznaczam, bezpłatnie - informacje na temat rzetelnych zarówno pracodawców, jak i pracowników. Jak można się domyśleć, urywają się tam telefony od osób, które dostały w/w wezwania, jakoby od tej firmy pochodzące. Podobno dziennie odbierają ich kilkaset. Tymczasem, nie mają z firmą rozsyłającą owe wezwania nic wspólnego. 

Bardzo ciekawa jest także odpowiedź firmy, która odpowiada za rozsyłanie takich pism - czyli tego KRPiP z Warszawy. Twierdzi, że na piśmie nie ma nigdzie informacji, że wpłata nie jest obowiązkowa - bo "wymagamy od przedsiębiorcy innego sposobu myślenia niż od osoby prywatnej. Osoba zakładająca firmę powinna być świadoma, że nie na każde pismo powinno się odpowiadać wpłatą pieniędzy". Zasłania się regulaminem, widniejącym na stronie www, gdzie jest mowa o braku obowiązku wpłaty i możliwości żądania zwrotu wpłaconych pieniędzy. Być może faktycznie można oczekiwać roztropności od przedsiębiorcy - nie da się jednak ukryć, iż cały proceder wygląda na starannie przygotowaną formę naciągania. KRPiP z Bielska-Białej zgłosiła jednak sprawę do prokuratur: bielskiej, toruńskiej i warszawskiej.

środa, 17 sierpnia 2011

Koniec naciągania SMSami premium, areszt domowy

Ministerstwo Infrastruktury szykuje projekt, mający na celu dostosowanie polskiego prawa do prawa UE. Co ciekawsze, ma on uwzględniać dużą ilość skarg, jakie wpłynęły ze strony obywateli do UKE. 
Najważniejsze założenia:
  • ujednolicenie obowiązku czytelnego prezentowania kosztów tzw. smsów premium rate, które mogą kosztować nawet kilkadziesiąt - nakładając obowiązek, aby koszt faktyczny usługi był prezentowany w reklamie czcionką o wielkości 60% wielkości numeru smsów (zdarzało się, że reklamowano np. darmowe dokumenty po 50 gr, podczas gdy koszt faktyczny na rachunku użytkownika wynosił 25 zł)
  • obowiązek podania całkowitego (a nie tylko przystąpienia do udziału) kosztu uczestnictwa w loteriach smsowych (zdarzało się, że reklamowano darmowe smsy, których wysłanie miało gwarantować wygraną pieniężną lub w postaci luksusowego samochodu - gdy okazywało się potem, że darmowy był tylko wysłany sms, a organizator przesyłał następnie użytkownikowi x kolejnych smsów, płatnych np. po 5 zł każdy), a także umożliwienie użytkownikowi bezpłatnej rezygnacji z udziału w niej na każdym etapie
  • możliwość zawarcia umowy o świadczenie usług telekomunikacyjnych przez operatorów telefonii komórkowej maksymalnie na 2 lata z możliwością rozwiązania umowy w wypadku zmiany jej warunków w terminie 30 dni
  • zmiana operatora komórkowego z przeniesieniem numeru do innej sieci musi umożliwić korzystanie z numeru w nowej sieci już następnego dnia (z możliwością żądania ulgi w abonamencie w wysokości nawet jego 1/4 w wypadku każdego dnia zwłoki w przeniesieniu numeru)
  • obowiązek podawania minimalnej (nie, jak dzisiaj, maksymalnej i najczęściej nieosiągalnej) przepustowości łącza internetowego przez dostawców internetu.
Niestety, jak to w tego typu sytuacjach bywa, projekt jako zbyt korzystny dla obywateli został oprotestowany przez przedsiębiorców, których - delikatnie mówiąc - nie do końca uczciwe praktyki miałby ukrócić. Negatywnie o ilości zmian i kwestii, jakich dotyczą, wypowiedziała się także m.in. Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji. A szkoda. Można jednak mieć nadzieję, że - prędzej czy później - takie przepisy wejdą w życie. 

>>>

Rząd przyjął wczoraj projekt nowelizacji KK, KPK i innych ustaw, umożliwiający zamianę aresztu tymczasowego na areszt domowy - czyli objęcie dozorem elektronicznym nie tylko skazanych, ale także podejrzanych i oskarżonych.

Dzisiaj dozór elektroniczny jest stosowany wobec skazanych na karę pozbawienia wolności nie przekraczającą roku. Według nowych przepisów dozór elektroniczny będzie nie tylko sposobem wykonywania kary pozbawienia wolności, ale także środkiem zapobiegawczym stosowanym wobec oskarżonych w toczącym się postępowaniu karnym. Areszt domowy ma być nowym środkiem zapobiegawczym stosowanym wobec oskarżonego, wykonywanym z użyciem aparatury monitorującej, zainstalowanej w miejscu jego zamieszkania. 
 
Konieczne będzie ustalenie przez oskarżonego z domownikami, czy wyrażają zgodę na zainstalowanie aparatury monitorującej w lokalu, i pisemne oświadczenia w tym zakresie. Osoba dozorowana będzie nosiła nadajnik i musi znajdować się w promieniu do 200 m od stacjonarnego odbiornika - co, przy takim dystansie, umożliwi np. zajmowanie się domem, pracę w gospodarstwie. Poza obowiązkiem przebywania w konkretnym miejscu, oskarżony w czasie stosowania aresztu domowego będzie zobowiązany do określonego zachowania. Sąd lub prokurator będzie mógł mu zakazać np. kontaktowania się z osobami ze środowisk przestępczych, nadużywania alkoholu lub używania środków odurzających. Jeśli oskarżony nie zastosuje się do tych zaleceń to sąd będzie mógł ponownie zastosować areszt.  
 
Aresztu domowego nie będzie można stosować np. wobec osób wymagających częstej hospitalizacji lub z zaburzeniami psychicznymi, w przypadku obawy matactwa lub podejrzenia, że oskarżony nie będzie przestrzegał nałożonych na niego obowiązków.
Możliwe będzie odstępstwo od wykonywania kary aresztu domowego na osobie - np. w wypadku woli uczestniczenia w wyborach powszechnych lub też czynnościach procesowych. Możliwe będzie również opuszczenie aresztu domowego z powodu ważnych spraw osobistych, rodzinnych lub zdrowotnych - jednak za uprzednią zgodą sądu lub prokuratora, która będzie wydawana na maksymalnie 5 dni. 

Sąd rejonowy będzie mógł zastosować areszt domowy na maksymalnie trzy miesiące, z możliwością jego przedłużenia, przy czym łączny czas jego stosowania nie może przekroczyć 2 lat. Okres aresztu domowego zaliczany będzie, oczywiście, na poczet wymierzonej kary. 
 
Pytanie tylko - jak to, świetne w teorii, rozwiązanie zadziała w praktyce? Jeśli uruchomienie tej aparatury nie będzie możliwe podejrzany zostanie przewieziony z powrotem do aresztu śledczego - co oznacza, że aby rozpocząć stosowanie aresztu domowego, prawidłowo musi działać aparatura pomiarowa. Jeśli nie - oskarżony/podejrzany/skazany przejedzie się po prostu z aresztu do miejsca zamieszkania, po czym odwiozą go z powrotem, bo coś nie zadziałało. Analogicznie - co w sytuacji, gdy urządzenie pomiarowe nie będzie działało poprawnie, albo przestanie działać w czasie trwania aresztu domowego? Bądź co bądź - to detale, ale dość istotne.