środa, 13 lipca 2011

Luki w projekcie odwróconej hipoteki i odpowiedzialność za treści w internecie

Nie tak dawno pisałem o projekcie odwróconej hipoteki - Fundacja na rzecz Kredytu Hipotecznego w liście do MF zwróciła uwagę na brak należytej ochrony interesów największej grupy odbiorców, do których kierowana jest oferta odwróconych hipotek:
  • brak obowiązku konsultacji z wykwalifikowanym doradcą przed zawarciem umowy odwróconego kredytu - co może skutkować wykorzystywaniem niewiedzy klientów przez pracowników banku w toku zawierania umów
  • brak jasno sprecyzowanego wymogu badania przez instytucję kredytującą wiarygodności kredytowej (nie zdolności kredytowej) potencjalnego kredytobiorcy - punktem odniesienia ma być tu historia kredytowa klienta, jednak trudno o taką w wypadku emerytów
  • brak jasności co do tego, jak zawarcie umowy odwróconej hipoteki wpłynie na możliwość z przywilejów socjalnych przez klienta (zniżki czynszu, pomoc społeczna) - brakuje jednoznacznego wskazania, iż środki uzyskane z hipoteki nie będą stanowiły dochodu (podstawy wyliczania i przyznawania świadczeń)
  • brak sprecyzowania pojęcia rozporządzenia w kontekście nieruchomości - przez co nie wiadomo do końca, co będzie mógł zrobić z nieruchomością klient, a do czego konieczna będzie zgoda banku.
>>>

08.07.2011 zapadło ciekawe orzeczenie SN dotyczące odpowiedzialności za treści publikowane na stronach www (sygnatura IV CSK 665/10).

Otóż obywatel pozwał pewien urząd miasta za obraźliwe treści pod jego adresem, opublikowane z komputera należącego do urzędu. Sprawa dotyczyła tego, że ów obywatel anonimowo w lokalnym portalu gazety opublikował list, zarzucając urzędnikom korzystanie z sauny w godzinach pracy. Oczywiście, pod tekstem była możliwość komentowania, i m.in. pojawiły się tam wpisy szkalujące autora listu w jego ocenie - konkretnie, wskazujący jego dane personalne i sugerujący, że ową publikacją załatwia prywatne sprawy. Po zgłoszeniu sprawy przez pokrzywdzonego na policję okazało się, że komentarz został opublikowany z adresu IP przynależnego do miejskiego ośrodka sportowego. Autora nie udało się ustalić - komputer z którego korzystało wiele osób, brak konieczności logowania.

Pozew cywilny został przez sądy dwóch instancji oddalony - nie można mówić o naruszeniu dóbr osobistych w sytuacji, gdy na żądanie pokrzywdzonego wpis został usunięty niezwłocznie, a tak wyglądało to w tej sytuacji. Swoje roszczenia skierował więc do miasta - z tytułu braku nadzoru nad wspomnianym komputerem, który by umożliwił wskazanie autora obraźliwego komentarza.

Przed SN pełnomocnik powoda wskazywał, iż naruszono dobre imię klienta, a także na to, że wina miasta polegała na braku kontroli dostępu do komputerów np. w postaci konieczności logowania przed skorzystaniem - wywodząc, iż wobec braku możliwości wskazania sprawcy, miasto odpowiada na zasadzie tzw. winy organizacyjnej (415 KC).

SN nie nakazał przeprosin; sędzia Irena Gromska-Szuster wskazała, że:
podstawową jego [internetu] cechą  jest anonimowość, z której zresztą powód także korzystał, i nie ma generalnego obowiązku kontrolowania, kto dokonuje wpisów. Taki obowiązek, wynikający z ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną, dotyczy tylko niektórych usług (transakcji),  trzeba także usuwać dane po uzyskaniu wiarygodnej wiadomości o ich bezprawnym charakterze.
Co ciekawe, SN uznał, iż mogło dojść do naruszenia dóbr osobistych powoda, jednakże wskazana podstawa prawna stanowiła punkt wyjścia do żądania odszkodowania, nie zaś przeprosin.

Powstaje teraz problem. Jak osoba poszkodowana ma dotrzeć do danych naruszającego jego dobra, w celu pozwania go? Skoro komputer wykorzystywany publicznie - to jak ustalić, kto wpisał i opublikował z danego IP ten właśnie tekst? 

0 komentarze:

Prześlij komentarz