piątek, 28 stycznia 2011

Blogger skazany. O dziwnej karze w przepisie i granicach wolności słowa.

Wczoraj Polskę wzdłuż i wszerz obiegło orzeczenie poznańskiego sądu, który dziennikarza i blogera Łukasza Kasprowicza z Mosiny ukarał:
  • zakazem wykonywania zawodu dziennikarza oraz publikowania materiałów o charakterze prasowym w jakiejkolwiek formie
  • nawiązką na rzecz PCK w wysokości 500 zł
  • 10 miesiącami ograniczenia wolności: 300 godzin pracy społecznej
  • obowiązkiem opublikowania przeprosin w Głosie Wielkopolskim
  • obciążeniem kosztów 3 opinii biegłych psychiatrów i psychologów 
Cała sprawa dotyczy bloga, jaki autor prowadził od 4 lat i nadal prowadzi pod adresem http://mosina.blox.pl Zawodowo jest dziennikarzem, piszącym dla Faktów Mosińsko-Puszczykowskich. Co ma znaczenie - jest również radnym Pisząc na temat tego, co dzieje się w gminie, kładł duży nacisk na sprawy jego zdaniem noszące znamiona nieprawidłowości, niegospodarności, świadczące o braku profesjonalizmu ze strony władz, dopatrywał się układów lokalnych. Najczęściej teksty dotyczyły burmistrza Mosiny Zofii Springer, która 2 lata temu zgłosiła popełnienie przestępstwa z art. 212 KK, czyli zniesławienia:
Art. 212. § 1. Kto pomawia inną osobę, grupę osób, instytucję, osobę prawną lub jednostkę organizacyjną niemającą osobowości prawnej o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności.
§ 2. Jeżeli sprawca dopuszcza się czynu określonego w § 1 za pomocą środków masowego komunikowania, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
§ 3. W razie skazania za przestępstwo określone w § 1 lub 2 sąd może orzec nawiązkę na rzecz pokrzywdzonego, Polskiego Czerwonego Krzyża albo na inny cel społeczny wskazany przez pokrzywdzonego.
§ 4. Ściganie przestępstwa określonego w § 1 lub 2 odbywa się z oskarżenia prywatnego.

Przepis jest często-gęsto kontestowany jako ograniczenie dla mediów, swoisty rodzaj knebla - z czym można się zgodzić, jako że penalizacja takich zachowań jest akceptowalna i słuszna, jednakże nie bardzo rozumiem, czemu ma służyć stosowanie w tego typu przypadkach kary pozbawienia wolności, zupełnie nieadekwatnej do wagi ewentualnego czynu przestępnego (na co słusznie zwrócił na swoim blogu uwagę Olgierd Rudak), gdzie w zupełności wystarczyłyby kary pieniężne.

W każdym razie, pani Springer poczuła się dotknięta, stwierdziła ponoć, iż bloger zniszczył jej dobre imię, na które pracowała 50 lat - a sprawa z prokuratury trafiła do sądu. Konkretne wypowiedzi, na których oparła oskarżenie, opublikowała m.in. Wyborcza - nie wiem, czy to wszystkie. Sam Kasprowicz, na gorąco pisząc o wyroku i zapowiadając apelację po uzyskaniu uzasadnienia pisemnego, podał listę swoich tekstów z bloga, stanowiących podstawę aktu oskarżenia.

Nie znam treści wyroku, uzasadnienie z pewnością się pisze - mam nadzieję, że skazany (nieprawomocnie, ale zawsze) udostępni je, gdy zostanie mu doręczone. Mając nieco czasu, poczytałem owe wpisy na blogu. Pomijając fakty bez znaczenia dla sprawy - kwestia braku estetyki wpisów, pomieszania kilku czcionek i dziwnego sposobu pisania przez autora pewnych słów w środku zdania z dużej litery, albo dość kuriozalnych (szczególnie w wypadku dziennikarza) form w stylu pani burmistrzyni - można powiedzieć, że Kasprowicz był w swoim pisarstwie systematyczny i, jak to się mówi, patrzył władzy na ręce. Co samo w sobie w żadnym razie przestępstwem być nie może.

W swoich artykułach wyrażał jednak nie raz niepochlebne opinie na temat Zofii Springer jako burmistrza, używa często ostrego języka:
  • a to przyrównał ją do dygnitarza PZPR - tutaj - krytykując wybiórczość w zakresie brania udziału w otwarciu pewnego (nie jedynego) okolicznego sklepu
  • a to nazwał żałosnym aktem zemsty - tutaj - doprowadzenie do odwołania wiceprzewodniczącej Rady Miasta w Mosinie (z tekstu wynika, iż zabrakło merytorycznych przesłanek, uzasadniających odwołanie - poza tym, że wniosek taki padł i został przegłosowany, więc do odwołania doszło)
  • a to zasugerował przekręty - tutaj - przy prywatyzacji okolicznych przedszkoli (krótko, zero konkretów - więc można potraktować jako oszczerstwo?)
  • a to zasugerował - tutaj - iż z pieniędzy podatników, pod jakimś pretekstem (nie wiem, jakim, bo w tekście tego nie ma - chodziło o szkolenia?) organizowane mają być libacje alkoholowe dla pracowników mosińskiego magistratu jako sposób pozyskanie poparcia przez panią burmistrz (mowa o nieoficjalnych informacjach, znowu brak konkretów, za to zarzut, nieudowodniony, dość poważny)
  • a to nazwał panią burmistrz - tutaj - kłamliwą bestią (w tytule nawet) - tekst tym razem wydaje się być dość konkretnym ustosunkowaniem się do jej wypowiedzi, jednak trudno stwierdzić, kto ma rację, gdy się nie zna sytuacji (na marginesie - na końcu samym tekstu dość kąśliwe uwagi pod adresem wizerunku pani Springer, z sugestią, iż zdjęcie zostało poddane obróbce w odpowiednim programie komputerowym, celem poprawienia wyglądu osoby na nim przedstawionej)
  • a to zasugerował szwindel ze sprzedażą nieruchomości - tutaj - fakt, podając dużo cyfr i liczb
  • a to zarzucił, tak pani burmistrz, jak i urzędowi jako takiemu - tutaj - złośliwość urzędniczą,  oczekiwanie łapówki za pozytywne załatwienie sprawy lub jej przyspieszenie oraz niewiedzę i nieznajomość przepisów - więc poważne zarzuty, choć zupełne ogólniki, bez konkretów
Oczywiście, nie są to wszystkie teksty z bloga - a wybrane, w których padły, wg mnie, dość konkretne zarzuty, a przy tym niewybredne sformułowania, mało (albo wcale) nie przystające do języka publicystyki. - przykład:  Mosiński urząd, to burdel na kółkach, a jego szefową jest burmistrz Zofia Springer. Skoro zatem autor wiedział tyle na temat sytuacji w gminie, i publicznie sformułował takie a nie inne zarzuty - to o ile miał dowody, powinien był po prostu zawiadomić odpowiednie organy ścigania, które - czy to panią burmistrz, czy sytuacją w urzędzie jako takim - zajęły by się, wyjaśniając konkretne sprawy. Tego jednak, jak widać, nie zrobił - za to dość sporo napisał, zatrzymując się na rzucaniu zarzutami. Dlatego jestem skłonny przyjąć, iż pani burmistrz miała podstawy do wystąpienia z prywatnym aktem oskarżenia przeciwko niemu. Nie wnikam w kwestie tego, kto miał rację, co i jak się w tamtym urzędzie i mieście działo - nie znam sytuacji; nie można jednak publicznie pomawiać i oskarżać, narażając dobre imię, także urzędnika, nie mając nic poza swoimi domysłami.  

Trudno tutaj zgodzić się z poglądem prezentowanym przez Obserwatorium Wolności Mediów przy Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka: 
Jego artykuły oparte na sądach wartościujących stanowią komentarz do faktycznych działań pani burmistrz.
Zgoda - o ile przyjąć, że taka forma i niektóre sformułowania są dopuszczalne.
Sąd nie uwzględnił żadnego z argumentów, które przedstawialiśmy - mówi Bychawska-Siniarska. I wymienia: * burmistrz jest osobą publiczną i powinna mieć grubszą skórę, * bloger wyrażał wyłącznie opinie, mające podstawy w faktycznych zdarzeniach, * nie wkraczał w życie prywatne Zofii Springer, koncentrując się na jej działalności jako burmistrza, * pisał o sprawach istotnych dla społeczności lokalnej, * odpowiedzialność karna za słowo, w szczególności tak surowa kara jak zakaz wykonywania zawodu przez rok, stanowi nieproporcjonalną ingerencję w wolność słowa blogera.
Fakt bycia osobą publiczną usprawiedliwia oskarżenia bez dowodów? Chyba jednak nie. Opinię wyrażać można, jednakże w moim mniemaniu opinie te przybierały dość często formę kierowanych personalnie oskarżeń o nieprawidłowości związane z piastowaniem funkcji burmistrza przez panią Springer. Samo to, że nie pisał o jej życiu prywatnym, albo to że materia - gdyby np. oskarżenia były prawdziwe - jest istotna dla Mosiny i jej mieszkańców, nic nie zmienia.

Należy więc rozróżnić dwa problemy. Pierwszym, ogólnym, jest kwestia skonstruowania normy prawnej przepisu art. 212 KK, a konkretnie - błędna, wg mnie - możliwość karania za tego typu przestępstwa karą pozbawienia wolności, zupełnie nieprzystającą i zbyt surową przy tego typu zachowaniach, nawet wypełniających znamiona przestępstwa. Jak już pisałem - wystarczy tutaj grzywna, ew. kara ograniczenia wolności, nawiązka + wpłata na cel społeczny również wydają się odpowiednie. Ale wysyłanie do zakładu karnego? Gruba przesada.

I drugi problem, dotykający tego konkretnego przypadku. Proces toczył się z wyłączeniem jawności, za zamkniętymi drzwiami. A szkoda. Skazany, autor tekstów, kontestował poczynania Zofii Sprenger nie tylko jako obywatel, ale także miejscowy radny z komitetu bynajmniej nie popierającego pani burmistrz - mogą więc paść opinie sugerujące, iż sprawa ma podłoże polityczne, zaś sąd, orzekając jak orzekł, opowiedział się po jednej ze stron owej sprawy i sporu.
Dziwić może to, iż - skazując Kasprowicza za działalność absolutnie prywatną - sąd uniemożliwił mu aż przez rok czasu wykonywanie zawodu, z którego zakładam, że się utrzymuje - podczas gdy czyn, za który został skazany, z jego pracą zawodową przynajmniej formalnie nie miał nic do czynienia; nie publikował bowiem swoich tekstów w gazecie, dla której pracuje. Olgierd Rudak słusznie, wydaje się, podnosi jednak, iż - pomimo hobbystycznego, nie zawodowego pisania owego prywatnego bloga, na którym pojawiły się sporne teksty - całokształt działalności Kasprowicza był jednak dziennikarstwem, tyle że tzw. obywatelskim. Które nie może być oceniane bez wzięcia pod uwagę jego dziennikarskiej pracy zarobkowej. Czyli - istnieje związek pomiędzy tym, co pisał na blogu, a tym, że pisze bo jest dziennikarzem, który z pisania żyje.
Oddając głos Kasprowiczowi: 
Już na pierwszej rozprawie odniosłem wrażenie, że sędzia ma swoje wyrobione zdanie. Traktował mnie jak jakiegoś zbrodniarza, a nie uczestnika publicznej debaty, który patrzy władzy na ręce. 
Idea wolnej trybuny w postaci bloga, gdzie każdy może się wypowiedzieć na temat ważnych dla nas spraw, ujawnianie kulisów mechanizmów i zachowań lokalnej władzy została przez sąd odpowiednio podsumowana ogłoszonym wyrokiem.
Cóż, ma prawo do takich odczuć. W mediach, nie tylko polskich, brakuje odpowiedzialności za słowo. Owszem, konieczna jest swoboda wypowiedzi, możliwość debaty także - ale z zachowaniem tej odpowiedzialności. Także w ramach owego patrzenia władzy na ręce. Może dlatego taki a nie inny wyrok? Nie mówię, że w całości słuszny. Czy to pisząc bloga, czy artykuł do ogólnopolskiego tytułu prasowego - pamiętać trzeba, iż stawiając zarzuty, należy posiadać dowody. W przeciwnym razie popełnia się właśnie przestępstwo znieważenia.

1 komentarze:

gość codzienny pisze...

Czyli tak jak sądziłem (i dałem temu wyraz w komentarzu u Olgierda) dostał po łapach nie za publicystykę śledczą ale za niewyparzony i niewybredny jęzor. Z tym zakazem pracy dziennikarskiej to oczywiście przegięcie pały, wystarczyła by jakaś satysfakcja finansowa dla poszkodowanej (tudzież jaka nawiązka) i oczywiście odszczekanie tego co było pomówieniem.

Prześlij komentarz