poniedziałek, 20 grudnia 2010

Nadmuchana wojna podjazdowa przeciwko Julianowi Assange i WikiLeaks

Wszyscy o WikiLeaks i Julianie Assange'u piszą - to co, ja mam być gorszy? :) 

Każdy wie, o co chodzi. Witryna WikiLeaks istnieje od dość dawna. Cytując Wikipedię - jest to witryna internetowa działająca w oparciu o zmodyfikowaną wersję oprogramowania MediaWiki, umożliwiająca publikowanie w sposób anonimowy dokumentów (często tajnych) rządowych i korporacyjnych przez informatorów chcących zasygnalizować działania niezgodne z prawem (tzw. whistleblowers). Co ją wyróżnia? Jej operatorzy tej witryny twierdzą, iż niemożliwe jest wyśledzenie, skąd pochodzą wpisy, w związku z czym ich autorzy nie ponoszą ryzyka związanego z ujawnianiem takich informacji. 

Co się stało, że serwis stał się bardziej popularny, a de facto nie schodzi (albo rzadko schodzi) z czołówek gazet? Poza od początku dyskusyjną według niektórych legalnością serwisu jako takiego, szerzej znany zrobił się, gdy w połowie bieżącego roku pojawiły się, kolejno: 
  • wojskowe dokumenty dotyczące wojny w Afganistanie - okres od stycznia 2004 do grudnia 2009 roku (przeszło 70 000)
  • wojskowe dokumenty dotyczące wojny w Iraku (prawie 400 000)
28.11.2010 WikiLeaks rozpoczęła publikację przeszło 250 000 depesz dyplomatycznych z amerykańskich ambasad na całym świecie. Po publikacji strona WikiLeaks została zablokowana za pomocą rozproszonego ataku typu DoS (ang. denial of service). W odpowiedzi WikiLeaks rozpoczęły masowe tworzenie serwerów lustrzanych. Wybuchła medialna bomba - okazało się, że szeregowy analityk, niejaki Bradley Manning, bez większych problemów zgrał blisko ćwierć miliona depesz dyplomacji amerykańskiej i przekazał właśnie do serwisu WikiLeaks, który to skwapliwie je opublikował. Swoją drogą - pomysłowe, wynosić takie dane na płytach... w pudełkach z okładką albumów równie popularnej co sama afera Lady Gagi. 

Sam Manning siedzi w więzieniu - tak, w jego wypadku można mówić o upublicznieniu tajnych dokumentów, których upubliczniać, jako wojskowy, nie miał prawa, co sformułowano jako zarzut ujawnienia nieautoryzowanych informacji dotyczących obrony narodowej - i czeka na proces. Grożą mu, bagatela... 52 lata więzienia. Znając władzę, która od zawsze - bez względu na barwy i szerokość geograficzną - lubowała się w procesach pokazowych, jego sytuacja nie jest zbyt ciekawa. Co ciekawe... wsypał go, wydając, kolega, również analityk wojskowy, który wiedział o przekazaniu danych do WikiLeaks. Nie brakuje mu jednak mocno zorganizowanych obrońców - zbierających fundusze na adwokatów, argumentując, że (co krzyczy banner) ujawnianie przestępstw wojennych przestępstwem nie jest

Ciekawa jest również postać, choć nieciekawa także sytuacja i położenie, założyciela, twórcy i twarzy WikiLeaks - Juliana Assange'a. Lat 39, paszport australijski, rozwiedziony. Bez adresu, bez domu. Jak to sformułował serwis money.pl - żyje samotnie, wędrując po świecie i ujawniając tajne dokumenty. Haker, czego się wcale nie wypiera, znany od lat 90. Założenie serwisu było ryzykowne, ale zdecydowanie ambitne -  Assange wraz z Niemcem Danielem Schmittem chcieli zająć się ujawnianiem tajnych dokumentów oraz ich analizą, kontrolując władzę, patrząc jej na ręce i odkrywają nie zawsze zgodne z prawem sekrety polityków. Okazało się, że inicjatywa i sam Assange mają szerokie grono sympatyków i współpracowników - nikt, w najbardziej złożonej teorii spiskowej nie uwierzy przecież, że facet sam zbiera i wynajduje wszystkie informacje, jakie serwis potem publikował. Co więcej, poza głośnym przypadkiem Manninga, który został aresztowany - wydaje się, że jego informatorzy pozostają na wolności i mają się dobrze. 

Obecnie za Assangem wystawiono międzynarodowy list gończy, uzasadniając konieczność ścigania... ujawnieniem tajemnic państwowych. Zgadza się, ujawnił - ale kto? Assange. A czy on, jak każdy Kowalski, jest zobowiązany do zachowania takich danych, jeśli wpadną mu w ręce, w całkowitej tajemnicy? Nie wydaje mi się. Taki obowiązek, owszem, spoczywa - ale na dyplomatach, wojskowych, urzędnikach państwowych. Assange do żadnej z tych grup się po prostu nie zalicza, więc zarzut absolutnie chybiony.  Żeby pociągnąć kogoś do odpowiedzialności za naruszenie tajemnicy np. państwowej, musi najpierw istnieć po stronie tej osoby obowiązek jej zachowania. Nie ma o tym mowy w tym przypadku.

Nie sposób także zgodzić się z kolejnym z pojawiających się zarzutów - szpiegostwa. Oznaczałoby to, że twórcy portalu sami pozyskiwali i wchodzili w posiadanie, wykradając je, danych, które potem pojawiały się w serwisie. Wykradł je - ale Manning, wojskowy. Assange tylko je upublicznił na stronach www. Cały pomysł serwisu WikiLeaks polega na tym, że nie poszukują oni na własną rękę informacji - ale je publikują, zaś publikują to, co sami otrzymają za pomocą tzw. whistleblowers.

Dalej idąc - ponoć Assange jest... znanym i okrutnym gwałcicielem. Został oskarżony o gwałt przez dwie Brytyjki. Do zajścia miało dojść rzekomo w sierpniu 2010. Nie wnikając w szczegóły - pierwsza z nich... sama Assange'a zaprosiła do Sztokholmu, wyprawiła na jego cześć przyjęcie, po czym doszło do tego, do czego między dorosłymi ludźmi do chodzi. Co więcej - podobno po rzekomej napaści, ofiara... dalsze 7 dni gościła go w domu, nie zgłaszając nic nikomu. Gdzie tu gwałt? Nie wiem. Spójność i jakikolwiek sens postępowania? Tym bardziej. Bardzo podobnie wyglądało w przypadku drugiej z pań, rzekomo pokrzywdzonych. Konkluzja? Co takiego stało się potem, bo to oczywiste, że obydwu paniom tak zmieniło się podejście do Assange'a i nagle poczuły się tak źle potraktowane, choć nic nie wskazywało na to dotychczas i bezpośrednio po zbliżeniach między nimi? Naciągane tak, że aż boli, niewiarygodne do bólu.

Tu nie chodzi o teorie spiskowe. Gołym okiem widać, że USA robią wszystko, aby zdyskredytować tak sam serwis, jak i jego twarz, czyli Assange'a. Zarzuty pod jego adresem - śmieszne i chybione, co dość łatwo powyżej udowodniłem. Podstawa do zablokowania kont serwisu w systemie PayPal - również naciągana  (rzekome złamanie regulaminu) - a z punktu widzenia samego serwisu i jego płynności, wiele to utrudnia. Naciski USA są oczywiste, zaś sam PayPal twierdził, że trwale ograniczył konto Wikileaks z powodu naruszenia regulaminu, który zakłada, że usługi transakcyjne nie mogą być wykorzystywane do zachęcania, promowania, ułatwiania czy instruowania innych do zaangażowania się w nielegalne działania. Oczywiście, środki serwis mógł zbierać w inny sposób - jednakże przelewy za pośrednictwem PayPal są chyba formą najbardziej powszechną, najpopularniejszą, globalną. Także sam serwis przenosi się, fizycznie, z miejsca na miejsce - obecnie baza danych znajduje się w Szwajcarii,  korzystając także z serwerów francuskich, po zaprzestaniu świadczenia usług na rzecz WikiLeaks przez EveryDNS.net (pod pretekstem: ataki hakerskie na portal mogą zaszkodzić należącej do EveryDNS.net infrastrukturze). Serwis usunięty został także z serwerów Amazon.com.

Oczywiście - Stany Zjednoczone mają problem. Jak się kreuje na mocarstwo, a dochodzi do takiej wtopy - to maleje, lecąc na łeb, na szyję, wiarygodność. Pytanie jest podstawowe - jak bezpieczny ma być kraj, skoro szeregowy analityk, facet młodszy nawet ode mnie, po niespełna 3 latach w armii, miał dostęp do wszystkich dosłownie dokumentów, depesz, poufnych danych dyplomatycznych - które w najlepsze sobie kopiował, chowając w pudełkach z okładkami ikonek popu? Dobitnie sytuacja pokazała, że amerykański SIPRNET (Secret Internet Protocol Router Network - Sieć Przesyłowa Tajnych Protokołów Internetowych), którym rząd USA tak się chwalił, jest zupełnie źle skonstruowany i brakuje jakiejkolwiek weryfikacji, kto, na jakiej zasadzie ma dostęp do jakich danych. Okazało się - każdy miał dostęp do wszystkiego. 

Ten aspekt sytuacji mnie po prostu rozczulił, a pokazuje dobre intencje, lub jak kto woli - brak złych intencji - po stronie Assange'a. WikiLeaks jako serwis proponował rządowi USA usunięcie spośród posiadanych przez siebie informacji mogących bezpośrednio komuś zaszkodzić. Co usłyszeli w odpowiedzi? Sztandarowe hasło od czasu 2001 r. - nie negocjujemy z terrorystami. Gdzie tu terroryzm? Ja to pojęcie rozumiem - sprecyzowane żądanie + groźba dokonania czegoś szkodliwego. Ani tu żądania nie widzę, ani specjalnie szkodliwości - bo owszem, dokumenty na pewno wielu osobom zaszkodziły, ale o tyle, że obnażyły pewne poglądy, które niektóre osoby publiczne ukrywały, z którymi się nie afiszowały na zewnątrz, a poza tym obnażyły słabość wspomnianego systemu SIPRNET. 

Pytanie, jakie się nasuwa - ilu jeszcze innych takich Bradleyów Manningów coś wyniosło, komu to sprzedało/podrzuciło, i kiedy to, a także komu, wyjdzie bokiem? I moim zdaniem na tym powinni się skupić rządzący w USA, a nie na ściganiu faceta, który obnażył te błędy i, delikatnie mówiąc, niedociągnięcia. 

Tak, niektórzy przecierali oczy ze zdumienia - to tak wygląda polityka, z innej strony widziana, już nie tak w białych rękawiczkach? Właśnie tak. Serwis WikiLeaks obnażył i ujawnił to, jak wygląda dyplomacja naprawdę. Zupełnie inaczej, niż się wydaje. Obnażył słabość systemu USA, pokazał korupcję w wielu krajach, w tym Rosji, i wiele innych, mniej lub bardziej kompromitujących informacji, w nieciekawym świetle ukazując konkretne osoby, instytucje czy kraje - komentarze o osobach publicznych, relacjach. Czy to jest złe? Czy to jest karalne? Nie. Tak to wygląda - nic nie zostało włożone nikomu w usta, pokazano, co i jak wyglądało. Owszem, wielu jest to nie na rękę, że takie dane i informacje ujrzały światło dzienne - ale gdzie tu jest przestępstwo? Nie ma go. 

Więc skąd ta nagonka? Całość sytuacji, jaką obserwuje teraz świat, to po prostu próba odegrania się na firmie i człowieku, który nie zawahał się upublicznić dane, co do których uznał, że powinny stać się publiczne, odnośnie działań państw i ludzi te państwa reprezentujących, których sami zainteresowani się wstydzą, ale które po prostu zaistniały, miały miejsce. Zero intryg, fałszowania, oszustwa. Opublikowano po prostu rzeczy, które dla wszystkich zainteresowanych, których dotyczyły, nie powinny były nigdy ujrzeć światła dziennego. Ale czy to, że ujrzały, stanowi podstawę do ścigania po całym świecie człowieka i jego firmy?

1 komentarze:

Anonimowy pisze...

O tym, ze wsypal go kolega analityk wojskowy, to informacja niezbyt scisla, by nie rzec niepoprawna.
Co do rzekomego gwaltu - w komentarzach pod artykulem u Vagli jest o tym wiecej.

Prześlij komentarz