środa, 22 grudnia 2010

Policjant = pies. O tym, jak równiejsi w tym kraju mogą zwracać się do funkcjonariuszy, i w ich wypadku nie jest to przestępstwo

W gazetach czytamy różne rzeczy. Ale to, do czego poprzez WP i Onet dotarłem w Wyborczej, to już szczyt kolesiostwa, wybiórczości stosowania prawa i najlepszy dowód na to, że ludzie są równi i równiejsi. 

Tło. Listopad 2009, Krakowskie Przedmieście w Lublinie. Grupka mężczyzn zaczepia ludzi na ulicy i próbuje ich legitymować, co zauważa patrol policji, w skład którego wchodzi st. post. Daniel S. Zwracając się do jednej z osób zaczepiających z prośbą o wylegitymowanie, słyszy pod swoim adresem: Zamknij się, psie! Akcja nabiera rozpędu - okazuje się, że zamiast dowodu tożsamości ów osobnik podtyka pod nos policjantowi... legitymację z orzełkiem. Okazuje się, że jest on asesorem Prokuratury Rejonowej Poznań Stare Miasto. 

Oczywiście, asesor Łukasz M., nie przebierając w słowach, wykrzykuje pod adresem Daniela S. mało parlamentarne słowa, sugerując iż stracą pracę w wypadku nie podporządkowania mu się. W jego stanie w pewnym sensie jest to zrozumiałe - po badaniu alkomatem okazuje się, iż w wydychanym powietrzu miał 2 promile. 

Nic dziwnego, że Daniel S. - w końcu asesor jest także obywatelem i prawo go także (przynajmniej w teorii, co pokazuje ta historia) obowiązuje - dochodzi do słusznego wniosku, iż jako funkcjonariusz państwowy został obrażony w czasie i z uwagi na wykonywane czynności służbowe, toteż składa do Prokuratury Rejonowej Lublin-Północ zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. 

Kuriozum sytuacji zaczyna się, gdy asesor Łukasz M. zaczyna się bronić... twierdząc, iż w przypadku użycia sformułowania pies w stosunku do policjanta nie można mówić o znieważeniu. Uważa on bowiem, iż pies to synonim policjanta. Co ciekawsze, prokuratorka Joanna Sadowska, prowadząca postępowanie, powołuje w tej sytuacji biegłą językoznawczynię... która potwierdza twierdzenia, już na trzeźwo, argumentującego asesora:
W przypadku "psa" nie ma wyraźnej granicy między tym, co obraźliwe, a tym, co obelżywe (tym samym karalne), bo "psów używa się, trenuje i wykorzystuje do tropienia przestępców.
Powołuje się ona na ewolucję języka potocznego, w którym powszechnie słowo pies używane jest zamiennie jako synonim funkcjonariusza policji. Wskazuje na przykłady w prasie. Czy jednak sam fakt, że obecnie zarówno dyskusja np. w parlamencie, jak i debaty publiczne, a także język dziennikarzy jest na bardzo niskim poziomie - usprawiedliwia takie porównania? Moim zdaniem, nie. 
Efekt? Osiągnięty. Śledztwo umorzone z uwagi na brak rzekomych znamion zniewagi. Co, kuriozalnie, oznaczałoby, iż Daniel S. powinien uważać się za psa, skoro ktoś w ten sposób wyrażający się, nazywający go tak wprost, nie zostaje uznany za obrażającego go. Nic więc dziwnego, że nie godzi się na powyższe, i zaskarża umorzenie. I dopiero tu, w sądzie, przyznano mu rację. Kilka cytatów z sędziego prowadzącego sprawę:
Sędzia Paweł Tatarczak zauważył: "(...) idąc tropem myślowym biegłej, można by uznać, iż inne słowa kierowane często wobec funkcjonariuszy Policji (ch...j, kur...a) poprzez ich powszechne stosowanie, ewolucję języka, także rzekomo utraciły walor poniżający, gdy są kierowane ad personam". I dalej: " Co więcej, podzielenie stanowiska prokuratora oznaczałoby prawnokarne przyzwolenie na formułowanie określenia "Zamknij się, psie" do innych funkcjonariuszy publicznych, np. sędziów czy prokuratorów".
I co z tego? Sprawa wróciła do wspomnianej wyżej prokuratorki, która sprawę umorzyła ponownie. Co oznacza wyczerpanie w tej sytuacji drogi sądowej, a Danielowi S. pozostaje tylko prywatny akt oskarżenia. 

Bardzo ciekawe, a przy tym jeszcze bardziej niejednoznaczne (policjant się przesłyszał? wszyscy sprzysięgli się przeciwko niemu i potwierdzili słowa, które z jego ust nie padły? alkomat kłamał?) są wyjaśnienia i komentarz samego asesora Łukasza M.:
Nie jestem w stanie podważyć tego, co jest w aktach. Stoję na stanowisku, że ja takich słów nie wypowiedziałem. Całe zdarzenie było dynamiczne. Kilka osób krwawiło. Trzy dni po wszystkim przyjechałem specjalnie z Poznania i przeprosiłem pana Daniela. Funkcjonariusze z Poznania mogą potwierdzić, że zawsze miałem szacunek dla policji.
Ja mimo wszystko jednak obstawiam, że po prostu wprowadził się, mniej lub bardziej świadomie, w stan całkowitego upojenia alkoholowego, w którym będąc naobrażał ludzi (ciekawe ilu jeszcze poza Danielem S.), a teraz z pomocą koleżanki po fachu, jak na razie skutecznie, stara się uniknąć odpowiedzialności za powyższe. Mam nadzieję, że trafiła przysłowiowa kosa na kamień, i mu się to nie uda, a Daniel S. nie odpuści i wniesie prywatny akt oskarżenia.

Zastanawia mnie, czy równie gładko, jak dotychczas w prokuraturze, sam asesor wywinie się w kwestii postępowania dyscyplinarnego, jakie powinno być przeciwko niemu wszczęte. Ustawa o Prokuraturze mówi wyraźnie:  
Art. 66.
1. Prokurator odpowiada dyscyplinarnie za przewinienia służbowe, w tym za oczywistą i rażącą obrazę przepisów prawa i uchybienia godności urzędu prokuratorskiego.
1a. Prokurator odpowiada dyscyplinarnie także za swoje postępowanie przed objęciem stanowiska, jeżeli uchybił godności piastowanego wówczas urzędu państwowego lub okazał się niegodnym urzędu prokuratorskiego.
Na szczęście nie brakuje w tej sprawie, z zewnątrz co prawda, ale głosów rozsądku. Dr Adam Bodnar, Helsińska Fundacja Praw Człowieka:
Jak najszybciej powinno być przeprowadzone postępowanie dyscyplinarne wobec asesora. Jeżeli ktoś, kto na co dzień współpracuje z policjantami, demonstruje do nich taki właśnie stosunek, to pytanie, czy należy mu się nominacja prokuratorska? Sama próba legitymowania przechodniów zakrawa na nadużycie władzy. Nie widzę żadnych powodów, dla których postępowanie dyscyplinarne miałoby czekać do zakończenia śledztwa.
Pełnomocnik Daniela S. mówi, że jego klientowi zależy na elementarnej sprawiedliwości i poszanowaniu godności funkcjonariusza publicznego. Słusznie. A ja powiem - zależy mi na tym, żeby ludzie, którzy z racji piastowanego stanowiska, wykonywanej pracy powinni prezentować pewien poziom jako odpowiedzialni za przestrzeganie prawa i porządku, a w wypadku prokuratora - także ściganie przestępstw i naruszeń prawa - nauczyli się, że znajomość prawa i możliwość działania np. właśnie jako prokurator nie oznacza wyjęcia takiej osoby spod prawa i bycia świętą krową, która robi, co jej się podoba, po czym nie ponosi konsekwencji tego, co zrobiła. 

(cytaty i źródło - tutaj)

1 komentarze:

Anonimowy pisze...

o ile się nie myle prokurator ma obowiązek zbadać całośc zdarzenia a nie tylko w zakresie podanej podstawy prawnej
a opis sytuacji wyczrpuje nie tylko obrazę ale rowniez kierowanie grózb celem odstapienia od czynnosci sluzbowej

Prześlij komentarz