czwartek, 4 listopada 2010

Sezon odwołań uważam za rozpoczęty

W dniu 02.11 upłynął mi termin do składania odwołania od decyzji Komisji Egzaminacyjnej przy okolicznej OIRP odnośnie nieprzyjęcia mnie na aplikację radcowską. Pisałem już o tym - tak, magiczne 99 punktów, czyli zabrakło 1. 

Pisanie odwołania trwa, to wymaga czasu, jest trudne, trzeba sensownie pisać, uzasadniać, argumentować – przepisywać coś tam z komentarzy (tezy pasujące) bo w Lexie wcale wszystkiego nie ma (jest – ale z wydawnictw Zakamycze, Lex i WK – a to nie cały rynek prawniczy, co z Beckiem i LexisNexis?). I do tego – wpleść umiejętnie konkretne orzeczenia administracyjne (WSA, NSA) w kwestii tego, jak pytania powinny/nie powinny być formułowane, jako potwierdzenie swoich racji.

No chyba, że ktoś wychodzi z założenia, że chce wysłać cokolwiek – tylko po co w ogóle siadać do pracy? Szkoda czasu. Byle jakie odwołanie nie ma na co liczyć – bo na pewno nie na uwzględnienie. Jak czytałem gdzieniegdzie, że ludzie w godzinę to napisali czy jedno popołudnie... Cóż, świadczy to o dużej pewności siebie. Czyżby nie zbyt dużej?

Mnie - dokładnie zajęło pięć wieczorów po pracy, po 4 h każdy, plus kilka godzin na kosmetyczne kwestie, już po. Efekt? W moim odczuciu - zadowalający, przeszło 30 stron, sporo argumentów, zestawione różne poglądy i wskazane palcem, nawet i łopatologicznie miejscami, oczywiste błędy. Podważałem 5 pytań - z tego, co widziałem, można było więcej, jednak po co, gdy zgodnie z kluczem odpowiedzi przyznano mi za nie punkty jako za prawidłowe odpowiedzi. Choć słyszałem o takich, co podważali wszystko. Z orzecznictwa wynika, że w przypadku udowodnienia wadliwości pytania, należy przyznać za nie punkt - tak jakby odpowiedź była prawidłowa. A jak ktoś miał niby dobrze zaznaczoną odpowiedź? Przecież drugiego punktu nie przyznają.

Niestety, optymizm opadł ze mnie bardzo szybko, gdy przeczytałem poniższą wypowiedź, w oryginale tutaj (pisownia oryginalna):

Nie chcę Was wszysrkich zniechęcać, ale przedstawię Wam po krótce jak będzie wyglądała cała sprawa z odwołaniem. Wiem to z autopsjii, bo w 2008 roku zdawałam na apl. adwokacką i zabrakło mi wówczas 1 (przeklętego) punktu. Moje odwołanie Ministerstwo rozpatrywało 1,5 miesiąca (i tak szybko),oczywiście z wynikiem negatywnym. Ich argumenty były zupełnie niedorzeczne, nikt nawet nie zwrócił tam uwagi na moje. Odpisywano po prostu z kopyta. Potem była skarga do WSA, następnie wyrok I Instancji uwzględniający moje racje zamiast 189 pkt powinnam uzyskać 192 (tak o 3 pkt więcej – tyle było błędów w teście). Ale nic to MS wniósł skargę kasacyjną. I dopiero 29 września 2010 roku (po ponad 2 latach od egzaminu) NSA oddalił skargę kasacyjną i wreszcie mój triumf się uprawomocnił. Nie liczcie, że u Was będzie inaczej. Wiem przykre, ale nie życzę najgorszemu wrogowi tego co ja przeżyłam, gdy pełna nadziei otwierałam przesyłkę z decyzją MS, a tu….utrzymuje w mocy zaskarżoną uchwałę. Więc nie liczcie, że rozpoczniecie aplikację w styczniu….Minister pomimo bardzo licznych przegranych, co do tych samych pytań nawet nie wycofał skarg kasacyjnych. Taka jest linia decyzyjna dyrektor departamentu. Ale walczcie, satysfakcja wygranej jest ważna, ale z perspektywy czasu zastanawiam się czy było to warte. Przez rok ta walka stała się niemalże sensem mojego życia..
Czy ktoś to rozumie? Ja nie. Ewidentna złośliwość. Owszem, rozumiem - jak ktoś coś bez sensu napisał w odwołaniu w stylu Odwołuję się, bo chcę żeby mnie przyjęto itp. to faktycznie - sam bym takowego odwołania nie uwzględnił, bo gdzie jakieś argumenty? Jednakże weryfikacja poprawności pytań w teście z egzaminu wstępnego nie jest trudna i bardzo łatwo można było dojść do wniosku - moim zdaniem - iż 2-3 pytania podważać można z łatwością, bo po prostu zostały błędnie sformułowane i ich treść wraz z odpowiedzią wskazaną jako poprawna nie stanowiła zdania prawdziwego, przy zestawieniu tego z treścią przepisu, stanowiącego podstawę prawną takiej a nie innej odpowiedzi. Czyli - nieuznanie dobrze napisanego odwołania w sytuacji ewidentnej jest po prostu wykorzystaniem sytuacji, że można odwołania nie uznać, nawet gdy wszelkie przesłanki merytoryczne nakazują po prostu przyznać się do błędu i odwołanie właśnie uznać.

W WSA nie siedzą ludzie przypadkowi, zatem orzecznictwo tych sądów - czyli etap 2 odwoływania, gdy MS nie raczy uwzględnić odwołania, skarga do tegoż WSA - wydaje się być korzystne dla odwołujących się, i generalnie sąd ten staje po stronie kandydata, jeśli kwestionowanie danych pytań jest uzasadnione, a błędy ewidentne. I co z tego? Nic. Człowiek może mieć satysfakcję, iż ma korzystny wyrok... a MS i tak się odwołuje, skarżąc ten wyrok do NSA.

Efekt? Możesz mieć od początku rację, kwestionując pytania faktycznie błędne - co nie stoi na przeszkodzie Ministerstwu Sprawiedliwości:
  1. aby odwołania nie uznać, pisząc pewnie elaborat w zakresie naciąganej argumentacji przeciwnej do argumentacji odwołującego się 
  2. zaskarżyć prawidłową (wymuszoną przez to, co w 1) skargę do WSA, rozpoznaną najpewniej również na korzyść odwołującego się, do NSA
Ale, ktoś zakrzyknie, uniesiony świętym oburzeniem - przecież MS ma do tego prawo! Tak, zgadza się. Ma prawo. Tylko jaki jest sens zaskarżania do oporu każdego orzeczenia w sytuacji, gdy pobieżna nawet ocena całości zagadnienia wskazuje, iż MS szansy nie ma na ostateczną wygraną, jako że byki w teście są ewidentne? Kto ponosi koszty tego odwoływania? Skarb Państwa z jednej strony. Wymęczony i sfrustrowany odwołujący się - ponoszący koszty pełnomocnika fachowego dla sporządzenia skargi do NSA - bo trzeba. Czego dowodzą kolejne przegrane ostatecznie przez MS sprawy? Że testy są przekombinowane - albo zamiast pytań są kazusy, albo trzeba dokonywać dodatkowych założeń (których równocześnie instrukcja do testów... wprost zakazuje) bo bez nich pytanie i odpowiedzi nie pasują do podstawy prawnej, albo okazuje się że błędów jest więcej niż jeden w pytaniu.

Jak opisała to osoba, którą cytuję powyżej - walka trwa ok. 2 lata. Sama cytowana w międzyczasie dostała się do KSSiP. I chyba także większość - o ile nie każdy - z odwołujących się nie czeka na pozytywne w końcu rozpoznanie ostatecznego odwołania, i po prostu przystępuje do kolejnych egzaminów wstępnych w następnym roku. Szkoda czasu, po prostu. Nie powinno być zatem tak, iż w przypadku uznania odwołania za zasadnego, w wyniku czego okazuje się, że odwołujący powinien zostać jednak przyjęty na aplikację, na którą go nie przyjęto - takiej osobie Skarb Państwa winien zwrócić, poza zasądzonymi kosztami postępowania itp., także kwotę związaną z poniesionym ponownie kosztem egzaminu wstępnego? Ale to na pewno tylko przejaw mojej naiwności. Bo cała ta sytuacja pokazuje, że MS - na przykładzie tej kwestii - ze sprawiedliwością ma tyle wspólnego, że ma ją w nazwie.

Póki co - za jakiś czas zadzwonię do OIRP, żeby dowiedzieć się, kiedy moje odwołanie dotarło do MS. 

Dla zainteresowanych - cała dyskusja w serwisie Iurista na powyższy temat, także w zakresie tego, czy i dlaczego (moim i nie tylko moim zdaniem) nie powinno się nikomu podrzucać gotowych odwołań.

7 komentarze:

Liwiusz pisze...

Powiem przewrotnie: trafiła kosa na kamień. Nie od dziś wiadomo, iż prawnicy żyją z wieloletnich procesów i procedura jest dla nich ważniejsza od stanu faktycznego. Jeśli zatem zwykły przedsiębiorca ma czekać 2 lata na swoją zapłatę, bo przebiegły pozwany wynajął prawnika, który przeciągnął oczywiście przegraną sprawę przez 2 instancje, to dlaczego specjalnie inaczej mamy się użalać nad samymi kandydatami na adwokatów, tudzież radców? ;)

Katarzyna pisze...

Ja gratuluję poświęcenia i zapału (30 stron ?!?!).
Mam nadzieję, że para nie pójdzie....w gwizdek.

Anonimowy pisze...

Nie bardzo rozumiem i prosze o wyjasnienie, nawet jesli uzyskam pozytywny wyrok do sadow administracyjnych, to i tak MS moze nie zastosowac sie do wyroku sadow administracyjnych? Czyli nie bedzie nakazu przez sad wypisu na liste radcow czy adwokatow?

Prawo czy lewo? pisze...

Liwiuszu - tak, to absurd. Tylko tego absurdu być nie powinno, a nie: na zasadzie absurd w kwestii zwykłych powództw, np. cywilnych, przekładać automatycznie na procedurę administracyjną (albo na odwrót, albo w jakiejkolwiek konfiguracji). Tylko, z drugiej strony, jaki nie było tej dwuinstancyjności - to by dochodziło do innych absurdów typu błędnego związania stron orzeczeniem pierwszej (i jedynej) instancji, którego to orzeczenia nie sposób było by zweryfikować i ew. podważyć.

System, jaki jest, jest w porządku z założenia - o ile korzysta się z możliwości odwołania w sytuacji, gdy wydane orzeczenie/decyzja jest faktycznie krzywdzące i powinno być zmienione; a nie, jak w przypadku opisanych procedur odwoławczych, gdy MS po prostu korzysta z okazji i odwołuje się "bo można", mimo że w sposób oczywisty nie ma racji.

Kasiu

Dzięki za gratulacje. Wpis na Iuriście, który zacytowałem, studzi jednak mój zapał. Ale nie odpuszczę - bo wiem, że mam rację.

Anonimowy

Oczywiśćie, że gdy w końcu (o ile) otrzymasz prawomocne orzeczenie uwzględniające Twe odwołanie (np. brakuje Ci 1 punktu - a WSA/NSA uznaje, że min. 1 pytanie było wadliwe, czyli przysługuje Ci za nie 1 pkt, czyli de facto masz tyle, ile potrzeba było, aby się dostać) - czy to WSA, czy też NSA - to na tej podstawie właściwa Komisja Egzaminacyjna, która wydała uchwałę stwierdzającą nieprzyjęcie Cię na aplikację, uchyla zaskarżoną decyzję, a komisja musi w oparciu o to orzeczenie wydać decyzję o przyjęciu na aplikację.

Anonimowy pisze...

Dziękuje prawo i lewo za odpowiedz, czyli rozumiem ze departament MS idzie w zaparte i wykorzystuje wszystko aby owlec to tak długo jak to możliwe, lata lecą i w sumie po 3 latach oczekiwania taka walka po prostu okaże się Pyrrusowym zwycięstwem.

Dziękuje za odpowiedz

Liwiusz pisze...

Skoro mówimy o dwuinstancyjności i absurdów przy jednej instancji, warto wspomnieć argumenty za jedną instancją:

1. Szybsze wydawanie wyroków
2. Błędy w II instancji mogą się pojawić tak samo jak w I, przecież II nie poprawia tylko na lepsze
3. Sędziowie w I mogą się (podświadomie) mniej przykładać do wyroków, wiedząc, że "w razie czego II poprawi".
4. Przecież w sądzie nie chodzi o sprawiedliwość, tylko o wyrok (kontradyktoryjność, prekluzja dowodowa, przymus adwokacki, terminy zawite - to wszystko ma na celu przyspieszenie i usprawnienie postępowania często kosztem prawdy obiektywnej).
5. Jeśli uznajemy, że sędziowie II wydają lepsze wyroki niż I, to... zostawmy II jako I i jedyną instancję:)

Anonimowy pisze...

A ja dodam, że szczęściem w nieszczęściu jest to, że w ogóle odwoływać się można. Zarówno na egzaminie wstępnym, jak i na końcowym. Pomyślcie sobie, że kiedyś nawet oczywistego i kardynalnego błędu egzaminatora nie dało się podważyć. Wiem, że WSA oddalało skargi na brak trybu odwoławczego.

Prześlij komentarz