wtorek, 5 października 2010

Obława na dopalacze - zgodna z prawem czy nie?

Dopalacze nie schodzą z pierwszych stron gazet, portali, ramówek wiadomości radiowych i telewizyjnych. 

Sam fakt, iż rząd postanowił zająć się problemem - zdecydowanie wymagającym, z uwagi na tempo rozwoju i szkodliwość zjawiska, interwencji - chwalebne i godne podziwu. Obawy i to słuszne budzi inna kwestia - forma, w jakiej się za to zabrano, i podstawa takich a nie innych podjętych już działań. 

Jak wiadomo, cała sytuacja rozegrała się jak dotąd w miniony weekend, kiedy to pracownicy Sanepidu w asyście policji zapukali do większości (wszystkich?) sklepów z dopalaczami w kraju. 

Jako podstawę prawną tej akcji rząd wskazał art. 27 ustawy o państwowej inspekcji sanitarnej:
1. W razie stwierdzenia naruszenia wymagań higienicznych i zdrowotnych, państwowy inspektor sanitarny nakazuje, w drodze decyzji, usunięcie w ustalonym terminie stwierdzonych uchybień.

2. Jeżeli naruszenie wymagań, o których mowa w ust. 1, spowodowało bezpośrednie zagrożenie życia lub zdrowia ludzi, państwowy inspektor sanitarny nakazuje unieruchomienie zakładu pracy lub jego części (stanowiska pracy, maszyny lub innego urządzenia), zamknięcie obiektu użyteczności publicznej, wyłączenie z eksploatacji środka transportu, wycofanie z obrotu środka spożywczego, przedmiotu użytku, materiałów i wyrobów przeznaczonych do kontaktu z żywnością, kosmetyku lub innego wyrobu mogącego mieć wpływ na zdrowie ludzi albo podjęcie lub zaprzestanie innych działań; decyzje w tych sprawach podlegają natychmiastowemu wykonaniu.
3. Z powodów i w trybie określonych w ust. 2 państwowy inspektor sanitarny nakazuje likwidację hodowli lub chowu zwierząt.
Forma i brak związku - czyli to, co budzi mój sprzeciw, bo naciągane 
Zgoda - dopalacze jak najbardziej powodują zagrożenie dla życia i zdrowia bezmyślnych, co tu dużo mówić, młodych w większości ludzi, którzy sięgają po to świństwo, marząc o odlocie itp. Czy to jest zjawisko nowe, nagłe i gwałtowne? Nie. Zjawisko, które na naszych oczach - o czym niektóre media, a ostatnio większość - alarmowało od dobrych kilku miesięcy. Skąd zatem takie a nie inne podjęte środki? 

Skoro powołuje się, w akcji na skalę krajową, na taki a nie inny przepis, podstawę prawną, to trzeba jasno powiedzieć: bezpośrednie zagrożenie życia lub zdrowia ludzi, o którym mowa, musi być udowodnione. Udowodnieniem nie jest powszechne mniemanie w stylu Przecież każdy wie, że to szkodliwe, zabija i fee. Jak wypowiadał się specjalista z zakresu procedury karnej, prof. Piotr Kruszyński - to za mało. Dowodem w takim wypadku jest ekspertyza toksykologiczna. A takowej ani Ministerstwo Zdrowia, ani żaden inny organ na moment rozpoczęcia akcji nie posiadało. Wniosek? Można pokusić się o stwierdzenie - całość była naciągana, brak podstawy = bezprawność takich działań. 

Innymi słowy - na podstawie sporej ilości domniemanych zgonów rzekomo na skutek dopalaczy, zamknięto większość sklepów z dopalaczami w Polsce. I teraz nietrudno sobie wyobrazić sytuację, gdy poszkodowani przez taki stan rzeczy - właściciele tychże sklepów - zaczną na drodze sądowej domagać się odszkodowania i wykazywać, iż zagrożenia dla zdrowia i życia nie było, ponieważ zagrożenie to nie zostało udokumentowane. A tak najpewniej będzie. Podstawa - brak związku przyczynowego. Musiały by być jednoznaczne badania, wskazujące bezsprzecznie - ten i ten zmarł z powodu zażycia dopalaczy. To jest podstawa dla takiej, jakiej byliśmy świadkami akcji. 

Dużo mówi się o tzw. stanie wyższej konieczności, w jakim rzekomo działał, w ramach weekendowej akcji, rząd. Czy jednak tak jest? Obawiam się, że wobec braku wspomnianego klarownego i jednoznacznego związku przyczynowego poprzez udowodnienie, że zgony faktycznie bezsprzecznie następowały na skutek zażycia dopalaczy, nie. Choć argumentacja rządu najpewniej w tym kierunku pójdzie.

Pomysły legislacyjne
Tych - jak zwykle - pewnie więcej niż partii w Sejmie... 

Minister Sprawiedliwości w swoim projekcie postuluje do trzech lat pozbawienia wolności za samo udostępnienie małoletnim dopalaczy - co, zdaniem cytowanego już powyżej prof. Kruszyńskiego, nie ma większego sensu, ponieważ prowadzi do kazuistyki, czyli mnożenia przepisów, jak najdokładniej precyzujących każdy możliwy czyn karalny. Nie tędy droga, co nie od dziś wiadomo. Jest już art., 160 KK, który mówi o bezpośrednim narażeniu utraty życia lub zdrowia człowieka. Po co mnożyć przepisy. Jeśli dopalacze rzeczywiście są szkodliwe - ten przepis ma tu zastosowanie - stwierdził ten specjalista. 

Co innego, i trudno nie zgodzić się - pomysł sensowniejszy, proponuje PiS. Mianowicie - zastosowanie moratorium na handel dopalaczami, i w tym czasie stworzyć i wprowadzić do porządku prawnego ustawę nakazującą rejestrację każdego takiego środka, oczywiście możliwą dopiero po precyzyjnym udowodnieniu, iż środek nie uzależnia, itp. Być może pojęcie moratorium brzmi drastycznie - jednak obecny stan rzeczy jest gorszy, ponieważ nie ma jednoznacznych badań wskazujących na szkodliwość dopalaczy, zaś rosnąca ilość doniesień o rzekomych negatywnych i tragicznych wręcz skutkach ich zażywania  (z danych krajowego konsultanta ds. toksykologii wynika bowiem, że tylko w tym roku na osiem oddziałów toksykologicznych w szpitalach na odtrucie po spożyciu dopalaczy trafiło ok. 300 osób, głównie młodzi.; podejrzewa się też, że po zażyciu tego specyfiku zmarły 3-4 osoby) skłania jednak do przyjęcia stanowiska, że nie jest prawdą, iż środki te nie są szkodliwe. W przypadku wprowadzenia moratorium - zyskuje się czas na prace legislacyjne w zakresie nowych, postulowanych i pożądanych w zakresie treści regulacji dopuszczających dopalacze.

Problem nie nurtuje tylko w kraju, ale także za granicą. Dopalaczami zajmie się Komisja Europejska, jak deklaruje europoseł Bogusław Sonik (PO). Problem poruszony został w minionym tygodniu przez Komisję Zdrowia i Środowiska w Parlamencie Europejskim. Kierunek działań - lepszy niż w Polsce. Oczywistym jest, że zakazywanie poszczególnych substancji nie prowadzi do niczego, poza produkowaniem ogromnych ilości nowelizacji, które co rusz dopisywać będą do ustawy nowe substancje pojawiające się na rynku. Co w żaden sposób nie przeszkodzi twórcom i sprzedawcom w tym samym czasie... wprowadzać już kolejne, nieujęte na czarnej liście w tak słaby sposób formułowanej. PE zamierza zakazać całych grup molekularnych - a nie poszczególnych substancji. Lepiej. 

WP donosi - dzisiaj burza mózgów o dopalaczach - na linii Prezydent, Premier i marszałkowie Sejmu i Senatu. 

Problem społeczny - brak świadomości
Na pewno, choć może nie do końca. Młodzi ludzi zdecydowanie lepiej poruszają się wirtualnej przestrzeni, przez co na pewno prościej zdobywają informacje - co, jak, z czym. Inna rzecz - wprowadzanie w błąd, czyli obstawanie przy poglądzie - zdrowe, nieszkodliwe. Jak? No bo nikt nie umarł na to. A nawet jak umarł, to nam nikt tego nie udowodnił, że to przez taki a taki dopalacz. Kółeczko się zamyka. 

Nie wiem, do starszych osób nie należę (ćwierć wieku ledwo), a mam wrażenie, że dzisiejsi nastolatkowie zdecydowanie z używkami przesadzają - od alkoholu począwszy, na narkotykach czy takich dopalaczach skończywszy. Nie liczy się to, czym ryzykują - życiem. Liczy się dobra zabawa. I żeby nie być cieniasem - no co, cykasz się, nie spróbujesz? Cienias... A skoro nie raz i nie dwa razy pojawiają się opinie specjalistów - dopalacze uzależniają praktycznie od razu (specjaliści oceniają - niekiedy już po 3 m-cach), działają jak kokaina i powodują głód kolejnej dawki bezpośrednio po zażyciu pierwszej - to równia pochyła jest o krok. 

Co z tego, że na opakowaniach jest mowa o produktach kolekcjonerskich, o nawozie do roślin? Czy trzeba doktoratu, aby domyśleć się, że coś jest nie tak, skoro od razu niżej jest wskazane - chronić przed dziećmi, w razie spożycia skontaktować się z lekarzem? Czy to nic nie sugeruje? Zero instynktu samozachowawczego? Najwyraźniej.

Trudno to inaczej nazwać - ale głupota ludzka granic nie zna. Jak kolorowe, chwytliwa nazwa, a dodatkowo jeden drugi ziomek powie, że bajer, że odlot itp - nie ma rady, trzeba spróbować. I dlatego właśnie trzeba doprowadzić do zdelegalizowania dopalaczy jako takich w ogóle - umożliwiając co najwyżej rejestrację i dopuszczenie do obrotu konkretnych specyfików, o jednoznacznym składzie i dokładnie przebadanym oddziaływaniu. Dopiero wtedy.

Skala problemu jest wielka. Wystarczy jeden przykład. Ile sklepów z dopalaczami było w kraju przed wakacjami? 300. Ile jest dzisiaj? 1000 prawie. Niesamowicie szybki wzrost ilości. Tym bardziej niepokojący.

Wątek etyczny - reprezentować podmioty rozprowadzających dopalacze, czy nie?
W Metrze dzisiaj wyczytałem w drodze do pracy. Swoją drogą - ciekawe, że ktoś na pomysł takiego tematu wpadł :) Nie tylko anonimowo, ale i firmując te wypowiedzi z nazwiska, przedstawiciele palestry wprost apelują, aby koledzy i koleżanki po fachu nie przyjmowali pełnomocnictw do reprezentacji w sprawach wytaczanych przez podmioty zajmujące się handlem i dystrybucją dopalaczy. 
Dla mnie - sprawa jest prosta. Gdy chodzi o powództwa cywilne o odszkodowania ze strony tych podmiotów, nie widzę przeciwwskazań do odmowy podjęcia się reprezentacji. Prawo do obrony musi być zapewnione w toku postępowania, ale karnego - w przypadku oskarżeń pod adresem osoby, postawienia zarzutów. A tu mamy do czynienia z postępowaniem cywilnym. I ze stanem rzeczy, który - także na szczęście w mniemaniu wypowiadających się adwokatów - nie jest pożądany. 
Jestem jednak spokojny, że znajdzie się wszędzie jakaś czarna owca, która dla kasy i darmowej reklamy podejmie się sprawy (tym bardziej, że - jak pisałem wyżej - nie jest powiedziane, że wywalczenie odszkodowania będzie trudne).

Zacytuję, również z Metra, adw. Romana Nowosielskiego, sędziego Trybunału Stanu, praktykującego w kancelarii w Gdańsku. Nie dlatego, że podzielam jego poglądy w całości (nie podzielam - mi się nie podoba nie tyle, co robi rząd, ale jak), i nie dlatego, że z Trójmiasta:
Nie wezmę takich spraw. Prawo o adwokaturze mówi, jakich mamy bronić wartości. A tu ścierają się dwa prawa. Do prowadzenia działalności gospodarczej i prawa ludzi do życia i zdrowia. Dziś nie mam jednak wątpliwości, że bezpieczeństwo ludzi jest ważniejsze, bo dopalacze są zagrożeniem. Podoba mi się to, co robi rząd. Trzeba położyć temu kres, bo na opakowaniach nie ma nawet informacji, z czego są dopalacze. Rząd nie ma wyboru, działa w stanie wyższej konieczności, bo ludzie z powodu tych specyfików chorują. Musi zapewnić bezpieczeństwo. Gdyby rząd tego nie robił, sam naraziłby się na odpowiedzialność. Mało też kto pamięta, że za wprowadzenie do obrotu substancji niebezpiecznej grozi odpowiedzialność karna i cywilna w postaci odszkodowania.
Konluzja
Żeby było jasne. W żadnym wypadku nie bronię ani króla dopalaczy Dawida B., ani sprzedawców czy kogokolwiek prowadzącego handel tym świństwem, sprzedającego je. Uważam, że regulacje prawne powinny w sposób oczywisty zabraniać (zasada ogólna) wprowadzania do obrotu czy posiadania dopalaczy - i w ostateczności zezwalać tylko w wypadku jednoznacznych, precyzyjnych i wiarygodnych badań odnośnie braku jakichkolwiek skutków ich zażywania. Oczywiście, z ograniczeniem możliwości nabycia lub posiadania tylko co do osób pełnoletnich. 

Chodzi mi o formę tego, co się dzieje, działań podejmowanych przez organy państwa - skoro wszem i wobec wiadomo, iż działania te stymuluje Rada Ministrów RP na czele ze swoim Prezesem, a wykonuje wyspecjalizowana instytucja wykonująca zadania z zakresu zdrowia publicznego w tym kraju.  A forma ta to nic innego, jak działanie na granicy tego prawa, z moim zdaniem oczywistym zamiarem i wolą takiego właśnie działania. Więc działanie w celu obejścia przepisów. Co w żadnym wypadku mieć miejsca nie powinno - a ma miejsce teraz (tutaj główny inspektor sanitarny chwali się, mówiąc wprost, że dla przeprowadzenia tej akcji weekendowej wykorzystano kruczki prawne).

Gdy do rozpoznawania powództw o odszkodowanie dojdzie - a dojdzie na pewno, jest to tylko kwestia czasu - sporna będzie właściwe, poza wyliczeniami kwot odszkodowań, jedna, kluczowa rzecz. Czy rząd działał na granicy prawa, ale w stanie wyższej konieczności - czy też nie.


ps. Na blogu Olgierda Rudaka, w drugim wpisie poświęconym dopalaczom, pojawił się ciekawy komentarz z linkiem do uchwalonej przez Radę Miasta Bydgoszczy definicji dopalaczy :)

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ja nie widzę absolutnie nic niewłaściwego w reprezentowaniu sprzedawców dopalaczy. Mamy taki model procesu, że w większości spraw (a już na pewno poważnych) potrzebna jest pomoc profesjonalnego pełnomocnika. Jest on tak samo potrzebny do zrealizowania sprawiedliwego procesu jak prokurator i sędzia.

I jeśli ktoś broni morderców i gwałcicieli (gdyby chciał bronić tylko niewinnych niewiele by miał do roboty), to dlaczego nagle sprzedaż dopalaczy aż tak mu przeszkadza ? Jeśli reprezentuje pracowników, którzy przyszli pijani do pracy ?

Rose

Prawo czy lewo? pisze...

Ale ja mówię o procesie cywilnym - a morderców i gwałcicieli sądzi się w postępowaniu karnym, w którym prawa do obrony nikomu nie odmawiam, bo jest ono wyrażone wprost.

Chodzi o etyczne kwestie związane z reprezentowaniem interesów handlowych podmiotów, które rozprowadzają świństwa, jakimi są dopalacze.

Prześlij komentarz