czwartek, 5 stycznia 2012

O co chodzi i czemu ma służyć zapowiadana na lipiec likwidacja sądów rejonowych?

Problem, powiedzmy, dla mnie dość duży, ponieważ dotyczy także jednego z sądów, w którym miałem okazję swego czasu być zatrudniony, gdzie do dzisiaj sporo znajomych osób pracuje. 

Ministerstwo Sprawiedliwości zapowiedziało, iż jeszcze w lutym ma zostać podpisane odpowiednie rozporządzenie, które zniesie 122 z 321 istniejących dzisiaj sądów rejonowych, czyli najniższego szczebla. Jakie kryterium przyjęto? Są to sądy, w których orzeka mniej niż 14 sędziów. Od razu pojawia się pytanie - czemu akurat te, gdzie sędziów orzeka mniej niż 14, a nie np. 15, 16 czy 20? Nie wiadomo. 

Podobno nie chodzi o pieniądze. Wiceminister sprawiedliwości Grzegorz Wołejko deklaruje, że chodzi o lepsze, bardziej "racjonalne wykorzystanie" możliwości sędziów pracujących w małych sądach. Bo małe sądy z małych miejscowości rozpoznają za mało spraw. Czyli, jak tu lepiej wyzyskać sędziego. Powiedzmy, może być dysproporcja pomiędzy ilością pracy w sądach małych w stosunku do dużych. Sędziowie także, anonimowo oczywiście, przyznają: jedni mają miesięcznie tyle spraw do załatwienia, ile inni przez cały rok. Dobrze. Ale przecież to się w ogóle nie trzyma przysłowiowej kupy. Minister mówi o ilości pracy, a jako kryterium znoszenia sądów podaje się ilość orzekających w nim sędziów. Więc co jest tak naprawdę przyczyną? Trudno się oprzeć wrażeniu, że ani jedno, ani drugie. 

Kolejna niespójność - skoro sędziowie z tych sądów mają nadal orzekać, tylko że w wydziałach którym zmienią się numery porządkowe i dodany zostanie przymiotnik "zamiejscowe", to jednak o oszczędności w pewnym sensie musi chodzić. Jedyna korzyść to likwidacja pewnej części wydatków Skarbu Państwa w postaci dodatków funkcyjnych, dotychczas przysługujących prezesom i wiceprezesom likwidowanych sądów. Przy czym - korzyść marginalna, ponieważ tak naprawdę większość prezesów i wiceprezesów jednocześnie była przewodniczącymi wydziałów, które - pod innymi nazwami i siedzibami - pozostaną. W  praktyce więc dodatek funkcyjny z tytułu prezesa zamienią na dodatek z tytułu przewodniczącego. A więc - pieniądze. Których, na skalę kraju, oszczędzi się po prostu tyle, co nic. Tyle, że na początku ów Skarb Państwa będzie musiał sporo wyłożyć z kieszeni - trzeba będzie zmienić umowy o pracę wszystkim pracownikom likwidowanych placówek, a także zmienić wielką ilość sprzętu biurowego w postaci choćby pieczątek wydziałów, które pozmieniają nazwy. I to nie koniec wydatków - art. 76 Ustawy prawo o ustroju sądów powszechnych wskazuje, że przenoszonemu sędziemu należy się (jednorazowo) zwrot kosztów przeniesienia, nie mówiąc o zwrocie (permanentnie, stale) kosztów dojazdu, diet.  

Kompletnie nikt nie pomyślał o odległości pomiędzy sądami likwidowanymi, a siedzibami sądów do których te zlikwidowane (w postaci wydziałów zamiejscowych) mają należeć. Dojdzie do tego do sytuacji, gdy sądem macierzystym dla starego sądu stanie się... miejscowość o wiele mniejsza od tej z siedzibą starego, likwidowanego sądu. Obrazek, pokazujący absurdalność niektórych z zapowiadanych zmian. SR w Złotoryi przyłączony zostanie do SR Lubinie. Tymczasem obszary tych sądów nawet ze sobą nie graniczą. Ze Złotoryi do Lubina jedzie się przez Legnicę, gdzie też są sądy. Podobnie jest z przyłączeniem Świnoujścia do jednego z sądów odległych o 113 km w Szczecinie. Po drodze mija się sąd w Goleniowie, który zostaje. 

A ja mam w ogóle wrażenie, że w tym wszystkim chodzi o coś zupełnie innego. W naszej Konstytucji jest art. 180, który w ustępie 2 mówi:
2. Złożenie sędziego z urzędu, zawieszenie w urzędowaniu, przeniesienie do innej siedziby lub na inne stanowisko wbrew jego woli może nastąpić jedynie na mocy orzeczenia sądu i tylko w przypadkach określonych w ustawie.
Związek między przepisem a zmianami? Oczywisty. Te zmiany, znoszenie sądów, pozwoli bardzo ładnie obejść zakaz konstytucyjny. Choćby sędzia orzekał w wydziale zamiejscowym w mieście oddalonym i o 100 km od siedziby sądu, jest sędzią tego sądu. Jeśli ktoś posiadający odpowiednią władzę będzie miał ochotę wywrzeć na danego sędziego wpływ, aby orzekł w, powiedzmy, taki a nie inny sposób, może to zrobić, np. sugerując delikatnie, iż w braku woli współpracy może go spotkać przeniesienie. Oczywiście, w ramach sądu, w którym orzeka. Tylko np. z oddziału zamiejscowego do siedziby sądu, czyli o te 100 km, w jedną albo w drugą stronę. To nie jest teoria spiskowa, niestety. Te zmiany po prostu to umożliwią. Po co? Bo nic pozytywnego nie spowodują.  

0 komentarze:

Prześlij komentarz