czwartek, 19 maja 2011

Odklejanie na siłę i słowo o doradcach prawnych

Podobno MS przeszkadzają znaki opłaty sądowej, przez interesantów ciągle i zawsze nazywanych skarbowymi (znaków opłaty skarbowej nie ma od blisko lat 5 bodajże), w związku z czym ma zostać znowelizowana Ustawa o kosztach sądowych w sprawach cywilnych (art. 9). Zmiany mają obowiązywać za półtora roku. Oznaczać to w praktyce będzie, iż wnoszenie opłat sądowych możliwe będzie tylko w sposób dwojaki:
  1. przelewem na konto sądu 
  2. gotówką w kasie sądu 
Przelewy? Nie ma problemu przy wnoszeniu - stałych lub stosunkowych - opłat od pism procesowych wszczynających postępowanie, czy środków zaskarżenia. A co zrobić, gdy delikwent potrzebuje np. 3 stron ksero? Jeśli ma (nie)szczęście bycia klientem banku, w którym za przelewy się płaci - okaże się, że za przelew zapłaci niewiele mniej niż za samo ksero, o które mu chodzi. Kasa sądu? Teoretycznie - tak. W praktyce - nie wszędzie jest. A poza tym - chyba w każdym sądzie działa krócej niż sam sąd, a zatem biura podawcze/sekretariaty wydziałów; co nie sprzyja osobom, którzy zazwyczaj w dość dużych ilościach wpadają do sądu, złożyć jakąś apelację, zażalenie, skargę czy pozew, oczywiście, ostatniego dnia terminu.

O ile MS twierdzi, że zlikwidowanie znaków opłaty sądowej ma powodować oszczędności - o tyle jednak na pewno oznaczać będzie utrudnienia dla zwykłych szarych interesantów. Osoba taka najczęściej przychodzi do sądu, i od zera dowiaduje się, co i jak ma zrobić, co napisać itp. Czasami przygotowana - ma wszystko, poza tą opłatą. I co wtedy? Wtedy - na razie - idzie do kasy, i wraca z pęczkiem znaczków (o ile opłata wynosi do 1500 zł, ale najczęściej mieszczą się one w tej kwocie). Gdy znaczków zabraknie? Będzie problem. Iść do domu (ci bardzie multimedialni, wyposażeni w i umiejący obsługiwać przelewy internetowe) czy do banku (cała reszta, osoby załatwiające wszystko w okienkach) tylko po to, żeby zrobić przelew na niewielką kwotę, po czym przydreptać do sądu ponownie, tylko aby dołączyć kwitek potwierdzający uiszczenie wpłaty?

Nie mówiąc o tym, że znaczki naklejane na dane pismo nie budzą wątpliwości - wiadomo, oplata dotyczy tego, na czym jest naklejona, proste i jasne. Wpłaty przez internet? O, zgrozo. Przyjdzie ci taki człowiek, zapyta się, co ma napisać w tytule - no to mu recytujesz: dane powoda (a najlepiej obu stron), przedmiot sprawy. Jak nowa - sygnatury nie da rady, bo jej nie ma, to żeby wydział podał. Jak sprawa ma sygnaturę - w sumie wystarczy po polsku napisać sygnaturę. I co z tego wynika? Nic. Ludzie wypisują takie dziwadła w tytułach przelewu, że mimo najszczerszych chęci nie ma żadnej szansy, aby dopasować takie dowody wpłat, drukowane przez księgowość, do danej sprawy. No chyba że po nazwisku wpłacającego - ale tutaj też często wpłata idzie z zupełnie innego konta, innej osoby. A potem płacz i zgrzytanie zębów, że zwrot pozwu był albo odrzucenie skargi, z uwagi na brak opłaty.

No i nie mówiąc o tym, że - jak wspomniałem - czasami kas w sądach nie ma w ogóle. A nawet jak są, to pracują w zupełnie innych godzinach niż sąd, przez co wszyscy, którzy chcą coś załatwić z samego rana, gdy tylko sąd swoje podwoje otwiera, lub też tuż przed zamknięciem tychże, czyli większość pracujących normalnie osób - odbija się od zamkniętych drzwi kasy.

Korporacje prawnicze chcą negocjować - proponują MS pozostawienie furtki w postaci umożliwienia naklejania znaków opłaty sądowej w sytuacjach niektórych stałych opłat sądowych i opłat kancelaryjnych. No tak - tylko skoro część ma zostać, czemu ta pozostała, dzisiaj funkcjonująca, czyli możesz nakleić na wszystko i w każdej sytuacji (byle do 1500 zł) nie? Zgadza się - jakieś  tam oszczędności będą: mniej o pensje kasjerek sądowych, ponoć o 1000000 zł kosztów druku samych znaków rocznie, a także 9% cen sprzedanych znaków (prowizja - liczona na ok. 30000000 zł). Trzeba także pamiętać o pewnych formularzach - np. w postępowaniu w/s ksiąg wieczystych i rejestrowym - gdzie takie druki będzie trzeba było zmodyfikować (tj. zmielić pewnie dość spore zapasy już wydrukowanych), ponieważ jest tam pole "miejsce na znaki opłaty sądowej" (albo jakoś podobnie).

Jednak, mimo wzrostu ilości płatności przelewem, życie - i sytuacja w biurach podawczych oraz sekretariatach sądowych - pokazują, że znaczki opłaty sądowej popularne były, są i będą. No chyba, że nie będą mogły być - bo je zlikwidują.

>>>

Było o korporacjach wyżej, będzie znowu - otóż te właśnie ślą protesty do Sejmu w zakresie sprzeciwu wobec tzw. otwarcia rynku prawniczego i umożliwienia działania (w węższym, oczywiście, zakresie, niż adwokaci i radcowie prawni) tzw. doradców prawnych.

Może i można im zarzucić, że to dbałość o własne interesy (no bo o czyje?), że chcą uciąć łeb potencjalnej konkurencji na rynku. Ale prawda jest taka - a kilka razy miałem okazję obserwować na sali tzw. pełnomocnika nie-fachowego, czyli osobę po studiach prawniczych, która otworzyła działalność i w ramach tejże świadczyła, rzekomo na podstawie stałego zlecenia (wymóg - 87 KPC - co jednak najczęściej było zwykłą lipą i ściemą) obsługę prawną, zatem reprezentowała w sądzie taki czy inny podmiot. I co widziałem? Obraz nędzy i rozpaczy. Owa osoba miała składać, proste jak drut, pozwy w postępowaniu upominawczym - np. zaległości członka spółdzielni względem tejże. I co? Nie wiedziała, jak odsetki wyliczyć - zakaz anatocyzmu itp. Zamiast prostego nakazu, klauzuli i egzekucji - sąd musiał wychodzić na rozprawę, żeby przesłuchać dłużnika, który i tak nie oponował, bo takich długów innych ma pełno i sam się już w tym gubi, a przede wszystkim po to, żeby... oddalić w części źle napisane powództwo.

Nie wiem, czy sam zostanę radcą prawnym - taki pomysł jest, mam nadzieję, że się uda. Ale pomysł z tymi doradztwami prawnymi jest zdecydowanie nietrafiony.

>>>

Za co można trafić do KRD? Za nieoddanie książki do biblioteki :)

4 komentarze:

Lech pisze...

Ja też uważam, że znaki sądowe są wygodne i potrzebne. Nawet limit 1500zł znacznie bym podniósł (albo w ogóle zniósł). W niektórych sądach są "znakomaty" sprzedające znaczki sądowe.

Katarzyna pisze...

Znaczki skarbowe powinny wrócić - rozwiązanie było proste - naklejałam i był spokój. Sprawy w okolicy, ok - już znamy nr rachunków bankowych urzędów miast. Gorzej dalej - trzeba szukać, najgorzej w Warszawie, gdzie trzeba ustalać... dzielnicę.
Co do znaków opłaty sądowej - już widzę zdziwioną minę księgowej, która ma zrobić przelew do sądu w kwocie np. 4 zł za kserokopię protokołu z rozprawy.

Anonimowy pisze...

Miejmy nadzieję, że to były akurat wyjątkowo nieudane przypadki doradców, czyli wyjątki od reguły. Moim zdaniem, jeśli już ktoś chce koniecznie zabierać się za tą działalność (a moim zdaniem to ma sens tylko jako jeden z etapów do klasycznego zawodu, np podczas odbywania aplikacji), to w miarę racjonalne jest tylko świadczenie usług bez reprezentowania w sądzie. Z szacunku dla samego siebie i dla klienta, tylko porady prawne i sporządzanie pism. Sądzę, że te czynności pracowity absolwent z pewnym doświadczeniem jest w stanie rzetelnie wykonywać. Natomiast poziom merytoryczny niektórych radców nie odbiega w ogóle od przedstawionych wyżej sytuacji i pozostawia bardzo wiele do życzenia.

Tomasz M. Klecor pisze...

No niestety, studia prawnicze nie przygotowują do zawodu. Inna sprawa, że z aplikacją też bywa różnie - ale jakieś podstawy daje. Nie jestem członkiem żadnej korporacji zawodowej i obecny system uważam za zły, jednak pomysł aby zmieniać k.p.c. czy ustawa o egzaminach prawniczych są zupełnie nietrafione. Moim zdaniem takie zmiany tylko popsują i tak wątpliwą jakość obsługi prawnej dostępnej dla tej najbiedniejszej części społeczeństwa.

Prześlij komentarz