czwartek, 30 września 2010

Codziennik prawny - podstawy prawa dla laików

Brak znajomości najprostszych nawet przepisów prawnych w naszym kraju przeraża. Nie chodzi mi o kwestie złożonej problematyki zarządzania olbrzymimi przedsiębiorstwami, prawo spółek - ale sprawy w materii dotykającej każdego z nas. Prawa karnego nie musi znać każdy - jak, teoretycznie, nie dopuszcza się czynów w sposób oczywisty moralnie nagannych i złych, to jest w porządku (choć wchodząc w szczegóły - nie zawsze). 

Dlatego właśnie spodobała mi się ta książeczka:


Jej redaktorem jest śp. dr Janusz Kochanowski, tragicznie zmarły w katastrofie pod Smoleńskiej ostatni Rzecznik Prawo Obywatelskich. Publikacja powstała jakby jako odzew na problematykę, z którą obywatele zwracali się najczęściej do RPO. Co dokładnie jest w książce - spis treści można obejrzeć tutaj (PDF). Z jednej strony - teksty przygotowane przez specjalistów, z drugiej - w formie językowo zrozumiałej dla laików, ludzi z prawem nie mających na co dzień do czynienia. 

Po kolei, może nawet nieco łopatologicznie, wskazane prawa i obowiązki, wiążące się z funkcjonowaniem w społeczeństwie. Podstawowe uprawnienia, kwestia zdolności do czynności prawnych, dóbr osobistych, danych osobowych, podstawy prawa rodzinnego, postępowanie administracyjne, odpowiedzialność karna, daniny na rzecz państwa, uprawnienia pracownicze i obowiązki pracodawców, kwestie świadczeń przysługujących różnym osobom w różnych sytuacjach, sprawy mieszkaniowe, podstawowe konstrukcje prawa cywilnego. 

Coś nadzwyczajnego? Nie - stricte kwestie, które mogą nurtować przysłowiowego Kowalskiego, który po prostu jakoś w Polsce chce funkcjonować, a nie bardzo wie, jak, bo nie da się ukryć - nasze prawo do przejrzystych najbardziej nie należy, przepisów jest sporo, często pewne zagadnienia regulowane są w różnych aktach sprawnych, i nierzadko nawet praktycy mają trudności ze znalezieniem odpowiedniego przepisu. 

Kiedyś pewien sędzia mówił, nie tylko w rozmowie, ale także czasami ludziom na sali rozpraw w wolnej chwili, że prawo powinno funkcjonować jako przedmiot na poziomie liceum, np. przez 2 lata. Zgadzam się. Właśnie w zakresie podstawowym - tego, o czym traktuje opisywana książka. Podstawy, dające obywatelowi pojęcie o prawach i obowiązkach, umożliwiające odnalezienie dalszych, bardziej złożonych regulacji samodzielnie. 

Ja na tę publikację trafiłem zupełnie przypadkiem, w Empiku, jakiś czas temu. Wydaje mi się, że jest to dobry pomysł na taki uświadamiający, przydatny prezent -  nie tylko dla osoby młodej, ale dla każdego.

Zachęcam też do zajrzenia do serwisu - Codziennika Prawnego.

>>>

Ciekawostka - w Gazecie Prawnej czas się zatrzymał :)

Czytam sobie artykuł o obowiązkach świadków w KPC - i można się tam np. dowiedzieć o tym, że sąd w wypadku nieusprawiedliwionego niestawiennictwa tegoż świadka, może go skazać na grzywnę do...? Jakiej kwoty?

Według autora tekstu - 1000 zł. A według mnie i aktualnego art. 163 KPC - 5000 zł. (163 KPC to przepis ogólny, znajdujący zastosowanie w braku przepisów szczególnych - a 274 KPC, mówiący o świadku, nie wskazuje kwoty, więc zastosowanie ma zasada ogólna z 163 KPC). Co świadczy o tym, że ktoś pisuje artykuły do jednego pewnie z 2 tytułów prawniczych (mam na myśli prasę codzienną) w tym kraju i nie zadaje sobie nawet trudu, żeby korzystać z aktualnego kodeksu. Słabiutko.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Jeśli chodzi o błędy w prasie codziennej prawnej (czyli rzeczonych dwóch dziennikach), można pisać i pisać. I o ile błąd ma charakter drobny, czy poboczny, pal licho, można wybaczyć, o tyle w sytuacjach, w których ktoś pisze opracowanie na konkretny temat i myli choćby akt oskarżenia z pozwem, to jest to już dość spory błąd.

A co do nauczania w szkołach - jak najbardziej, choć obawiam się, że przybrałoby to formułę uczenia się wyliczanek, które każdy będzie zaraz zapominać, podczas gdy moim zdaniem nie tędy droga. Obawiam się, że szkoła nie jest przygotowana do tego, żeby nauczać tego przedmiotu praktycznie. Bo to co trzeba by było zrobić na początku, to zmienić powodujące największe szkody przyzwyczajenia. Uważam, że gdyby po takich zajęciach uczniowie kończący kurs mieli chociażby zwyczaj odbierania korespondencji urzędowej i nawyk szybkiego reagowania na pismo z sądu, a nie "przypominania sobie" o nim po miesiącu, to już by było dużo.

Pozdrawiam,
Bartosz Grykowski

Prawo czy lewo? pisze...

A ile czasu, pieniędzy, papieru zmarnowanego by się zaoszczędziło, nie mówiąc o sprawności sądów, gdyby nie trzeba było durnych odwołań do wszystkich świętych rozpoznawać, po przekroczeniu wszelkich możliwych terminów... "Jak to? Przecież MI SIĘ NALEŻY, nie? Przecież ja zawsze...".

Tia. Z takimi argumentami nie sposób faktycznie polemizować.

Prześlij komentarz