poniedziałek, 20 czerwca 2011

Kiedy usługodawca odpowiada za treści na swoim portalu w trybie art. 14 UoŚUDE - wiarygodna wiadomość, precyzyjne wskazanie naruszenia

Temat bardzo na czasie, bo - jak się okazało - również i do mojego pracodawcy wpłynęło coś takiego. 

Otóż, o ile wiem, były MEN Roman Giertych, z wykształcenia prawnik, co więcej - praktykujący adwokat, w imieniu swoich mocodawców zasypuje chyba właścicieli wszystkich większych ogólnopolskich portali internetowych wezwaniami do:
usunięcia ze strony www.x.pl wszystkich komentarzy naruszających dobra osobiste XYZ [mandanta]
Co ważne i kluczowe - adres www portalu podawany jest zawsze w formie np. www.onet.pl - czyli bez wskazania konkretnego miejsca (artykułu, wpisu komentarza, opinii) w portalu, gdzie do naruszenia doszło. Ot tak - ogólnie - że na portalu ktoś coś tam niby naruszył - a niech tam sobie sami znajdą, co i gdzie. 

Sytuacja ta rozbawiła mnie mocno - ponieważ na blogu Olgierda Rudaka znalazłem identyczne pismo, jakie swego czasu wpłynęło do mojego pracodawcy - co oznacza, że pan Giertych pracuje taśmowo, najprawdopodobniej po prostu zmieniając nagłówki (adresatów) swoich żądań. 

Co mnie rozczuliło, kilka dni po wpłynięciu wezwania pana Giertycha (jako mocodawcy X), wpłynęło identycznej treści wezwanie, podpisane przez innego adwokata, występującego jako... pełnomocnika pana Giertycha właśnie. 

Wydaje się, że powstała ostatnimi czasy pewna moda czy trend, zapoczątkowany przez obecnego MON Radosława Sikorskiego, który zagroził pozwami szeregowi tytułów, co bezpośrednio poskutkowało zamknięciem forów internetowych Wprostu i Pulsu Biznesu - na fali których kolejne osoby próbują wydrzeć kasę od właścicieli portali w myśl zasady - a nuż się uda. Przykre, a może raczej żenujące jest jednak to, na jak niskim merytorycznie poziomie to robią. 

No to po kolei.

1. Podstawa prawna żądania?
Brak. Bo po co. Ogólne wezwanie do zaniechania.

2. Wskazanie i określenie dokładnego miejsca i sposobu naruszenia?
Jak wyżej. Podanie strony głównej portalu - np. (czepiam się przykładu Onetu - pierwszy z brzegu, żadnego podtekstu) w formie www.onet.pl. Prawdopodobieństwo, że w danym momencie na stronie głównej - bo to ona została wskazana jako miejsce naruszenia dóbr osobistych (dokładny adres URL) - znajduje się jakikolwiek tekst dot. czy to samego pana Giertycha, czy też jego mandanta - szczerze, jest żadne. 

Moim zdaniem - żeby takie wezwanie miało przysłowiowe ręce i nogi, powinno wskazywać:
  1. adres URL - czyli miejsce naruszenia 
  2. nazwę/tytuł/nagłówek - artykułu, komentarza, wpisu z punktu 1
  3. treść naruszającą dobra osobiste
  4. datę i godzinę - widoczne w serwisie (o ile są) - opublikowania
Żeby uprościć - wystarczyło by wydrukować po prostu stronę zawierającą rzekomy tekst naruszający czyjeś dobra osobiste, i załączyć do wezwania. 


Zatem można śmiało powiedzieć - poza brakiem podstawy prawnej żądania, wezwanie nie precyzuje nijak miejsca, gdzie do owego naruszenia doszło. Co więcej - nijak podmiot wezwany nie może się ustosunkować do takiego wezwania, no bo jak, skoro nie wiadomo, czego ono dotyczy? Tzn. może - ale co najwyżej odpisać, że na wskazanej stronie (głównej portalu) nie znajduje się żadna treść dotycząca wzywającego do zaniechania naruszeń, zatem wezwanie jest bezprzedmiotowe. 

3. Uprawdopodobnienie naruszenia, wiarygodna wiadomość o naruszeniu?
Można jakby podciągnąć pod 2. 

Kluczowy jest tu art. 14 Ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną (UoŚUDE), który mówi: 
Art. 14. 1. Nie ponosi odpowiedzialności za przechowywane dane ten, kto udostępniając zasoby systemu teleinformatycznego w celu przechowywania danych przez usługobiorcę nie wie o bezprawnym charakterze danych lub związanej z nimi działalności, a w razie otrzymania urzędowego zawiadomienia lub uzyskania wiarygodnej wiadomości o bezprawnym charakterze danych lub związanej z nimi działalności niezwłocznie uniemożliwi dostęp do tych danych.
2. Usługodawca, który otrzymał urzędowe zawiadomienie o bezprawnym charakterze przechowywanych danych dostarczonych przez usługobiorcę i uniemożliwił dostęp do tych danych, nie ponosi odpowiedzialności względem tego usługobiorcy za szkodę powstałą w wyniku uniemożliwienia dostępu do tych danych.
3. Usługodawca, który uzyskał wiarygodną wiadomość o bezprawnym charakterze przechowywanych danych dostarczonych przez usługobiorcę i uniemożliwił dostęp do tych danych, nie odpowiada względem tego usługobiorcy za szkodę powstałą w wyniku uniemożliwienia dostępu do tych danych, jeżeli niezwłocznie zawiadomił usługobiorcę o zamiarze uniemożliwienia do nich dostępu.
Z polskiego, a raczej prawniczego, na nasze - usługodawca, świadczący usługi drogą elektroniczną, czyli taki nasz Onet na przykład, odpowiada za treść, wypowiedź usługobiorcy (internauty radosnego) tylko i wyłącznie w wypadku zignorowania wiarygodnej wiadomości o bezprawności (naruszeniu dóbr osobistych) przez gromadzone dane (treść wypowiedzi opublikowanej w portalu). 
Zatem jakiekolwiek roszczenia wobec usługodawcy można wystąpić z żądaniem zadośćuczynienia lub odszkodowania tylko i wyłącznie w sytuacji, gdyby zignorował takie wezwanie. Kółeczko się zamyka jednak - nie oznacza to, że usługodawca na gwałt winien usuwać wszelkie treści w portalu, co do których ktokolwiek zgłosił żądanie ich usunięcia - tylko dlatego, że ktoś to zrobił. Wracamy do punktu wcześniejszego - treści te muszą przede wszystkim zostać wyraźnie oznaczone, moim zdaniem, poprzez podanie dokładnego adresu URL, w sposób umożliwiający usługodawcy zidentyfikowanie ich. 

Nie mówiąc o tym, że sprawą już w ogóle dalszą jest kwestia tego - czy żądanie usunięcia jest w ogóle zasadne, czyli czy dana treść w ogóle może być uznana za naruszająca czyjekolwiek dobra osobiste.

Warto w tym miejscu przytoczyć kilka cytatów z orzeczenia - jednego z niewielu w tej materii - wyroku SA w Lublinie z 18.03.2011 r.  w sprawie I ACa 544/10:
(...) odpowiedzialność pozwanych jako usługodawców zależy od istnienia pozytywnej wiedzy na temat bezprawnego charakteru treści i dowód ten w istocie obciąża powoda.
(...) Jedyną, więc sytuacją prowadząca bez wątpienia do odpowiedzialności usługodawcy jest istnienie po jego stronie stanu wiedzy o fakcie naruszenia, czy też bezprawnym charakterze naruszenia.
Reasumując zatem - do skutecznego dochodzenia należności od usługobiorcy z tytułu naruszenia dóbr osobistych w ramach portalu internetowego konieczne jest:
  1. precyzyjne wskazanie miejsca (treści) naruszającej owe dobra - bez identyfikacji tekstu, którego wezwanie dotyczy, nie sposób, aby usługodawca zajął stanowisko wobec wezwania, i odniósł się do jego wiarygodności (lub jej braku)
  2. udowodnienie, iż usługodawca nie wywiązał się z obowiązku, jaki nakłada na niego wspomniany art. 14c UoŚUDE, pomimo prawidłowo skierowanego doń wezwania, wskazującego punkt 1.

1 komentarze:

Tomasz M. Klecor pisze...

W kontekście "prawidłowo skierowanego wezwania" można jeszcze przytoczyć orzeczenie SA we Wrocławiu (I ACa 1202/09). IMHO użyte wyżej sformułowanie "prawidłowo skierowane wezwanie" świetnie oddaje istotę sprawy - czyli nie ma znaczenia, czy usługodawca faktycznie zapoznał się z wezwaniem. Wystarczy, że miał taką możliwość, a wezwanie zostało skierowane na wskazany przez niego adres.

Ja mimo wszystko niecierpliwie czekam na jakąś konkretniejszą procedurę notice and takedown, bo obecna regulacja zawarta w uśude pozostawia wiele do życzenia. Pytanie kto ma oceniać "wiarygodność" zgłoszenia poszkodowanego? Usługodawca, w zasadzie dla własnego bezpieczeństwa powinien blokować treści na każde wezwanie.

Prześlij komentarz