poniedziałek, 20 września 2010

"My już w tym miejscu nową trawę ułożyliśmy" - uważaj, czy nie kupiłeś pola minowego

Wstaje człowiek rano w poniedziałek, półprzytomny jedzie do pracy, a po drodze dają gazetkę darmową, no to czytam.

W telegraficznym skrócie - ludzie kupili od developera nieruchomości w kurorcie nadmorskim, tuż nad wodą. Nazywa się to Rogowo Nadmorska Rezydencja - niedaleko Kołobrzegu. Wysoki standard, zabudowa szeregowa, osiedle strzeżone, basen z saunami, place zabaw, boisko do gier rodzinnych. Do końca lat 90. istniała tam jednostka wojskowa, która - gdy się zwinęła, tereny przejęła od niej AMW, od której po kilku latach wszystko kupił developer, niejaka Burco Group. I wszystko było by w porządku, gdyby nie fakt, że coraz częściej zdarzały się sytuacje, gdy biegające i kopiące psy (jak to psy...) czy bawiące się na podwórkach dzieci wykopywały różne pamiątki wojenne - łuski, i inne takie. A ostatnimi czasy - podczas prac porządkowych w ogródkach zdarzało się wykopać... minę. 

Obawy właścicieli, którzy chyba sami zaczęli się domyślać, że coś nie gra, potwierdziły się, gdy na terenie osiedla pojawiła się Żandarmeria Wojskowa i Policja. Okazało się, że nikt nie jest w stanie im powiedzieć dokładnie, ile takiego powojennego niebezpiecznego żelastwa, min, niewybuchów jest pod ziemią - na której mieszkają, za którą zapłacili ciężkie pieniądze. Innymi słowy - nie jest chyba przesadą stwierdzenie, że żyją na bombie? 

Rozczula szczerość rzecznika AMW, niejakiej pani Golińskiej:
- Wojsko szuka niebezpiecznych materiałów tylko do głębokości 30 cm, bo taką czułość mają przyrządy, a poza tym na takiej głębokości powstawały prawie wszystkie pola minowe w Polsce - zastrzega Golińska. Co jest głębiej - nie wiadomo.
Sytuacja jest przynajmniej niepokojąca - niewybuchy znajduje się tam już praktycznie co drugi dzień. Zidentyfikowanie takowych potwierdzają zapytani o to wojskowi. 

Dla mnie sytuacja jest ewidentna. Z jednej strony - pierwotny właściciel, wojsko oraz AMW,  nie wywiązała się z obowiązku oczyszczenia terenu z pozostałości działalności jednostki wojskowej (bo co za wytłumaczenie - bo nie mamy sprzętu, który sprawdzi głębiej niż 30 cm pod ziemią?), a staranności nie dochował również developer, zacierający ręce na świetną działkę za pewnie niezbyt duże pieniądze, którą po postawieniu osiedla z pewnością sprzedał poszczególnym obecnym właścicielom z dużym zyskiem. 

Cytowany w artykule r. pr. Artur Bierć wskazuje na odpowiedzialność wojska, jako właściciela, który odpowiada za stan przekazywanej do AMW nieruchomości:
Zgodnie z art. 3 ustawy o zakwaterowaniu sił zbrojnych, to jednostka wojskowa powinna usunąć niewybuchy i niewypały przed przekazaniem terenu AMW. W przypadku znalezienia niewybuchów w trakcie budowy, saperów powinien wezwać inwestor. Ale kompleksowe rozminowanie terenu to już sprawa właściciela.
Czyli - zgodnie z prawem - wojsko jest czyste. Developer nie dość dokładnie kopał, rozminowywał? Bo jakoś wierzyć mi się nie chce, że budując osiedle domków szeregowych - nie natknęli się na podejrzaną ilość min? Tym bardziej - skoro budowali, o czym dobrze wiedzieli,  na terenie byłej jednostki wojskowej. I przypadkiem - dzisiaj ludzie je w ogródkach odkopują...

Efekty? Dzisiaj zdesperowanym mieszkańcom, którzy nie zamierzają mieszkać na polu minowym, nie pozostaje nic innego, jak... rozminowywać teren na własny koszt. Są w końcu właścicielami, a prawo własności jest (prawie) święte. I pewnie się na to zdecydują. Pytanie, czy wystarczy wytrwałości i środków do pociągnięcia do odpowiedzialności AMW i developera w zakresie udowadniania wady rzeczy nabytej?  Nie mówiąc już o kwestii zatajenia informacji o potencjalnym i realnym w tej sytuacji zagrożeniu. Miejmy nadzieję - pomóc może tutaj nowa instytucja prawa cywilnego, jaką są pozwy zbiorowe.

>>>

Poza tym - z cyklu absurdy - o postępowaniu karnym, w którym od przeszło roku sąd nie jest w stanie odczytać całości aktu oskarżenia. Cóż, jak akta sprawy mają 250 tomów (ok. 200 stron, przepisowo, każdy)... Co na to oskarżony? Sparaliżowany po wypadku - więc na łóżku. Jak mówią świadkowie - śpi, niekiedy nawet chrapie - zaś kiedy sąd zwraca uwagę, dochodzi do wypowiedzi lekceważących pod adresem sądu. Dodatkowo - "oskarżony z uwagi na swój stan zdrowia zgodnie z zaleceniem lekarzy nie może przebywać w sali rozpraw dłużej niż cztery godziny z dwiema przerwami, a jego zachowanie "pozostaje do oceny". A wniosek o odczytanie - zgodny z KPK.

4 komentarze:

Falkenstein pisze...

Jeden szczegół.

Sąd nie czyta aktu oskarżenia, tylko dowody z dokumentów. Które musi przeczytać, jeżeli któraś strona o to wniesie. A tu wniosła.

Podobno przepis to nakazujący pochodzi w prostej linii z C.K. austriackiej ustawy karnej, z której został żywcem przepisany do kolejnych 3 polskich kpk.

Prawo czy lewo? pisze...

Oczywiście, mój błąd...

Temida Jest Kobietą pisze...

Zapisałam w kajeciku: "zapytać dewelopera czy rozminował teren" ;)

Witamy na blogowym pokładzie :)

Temida
www.temidajestkobieta.blogspot.com

Prawo czy lewo? pisze...

Temido - to brzmi zabawnie, ale przerażające jest... Dla mnie też - jako iż w bliżej nieokreślonej przyszłości (zależy od środków) z pewnością sam będę poszukiwał własnego kąta. Opisane powyżej + doświadczenie kilku spraw w sądzie z nieuczciwymi developerami, którzy mają kasę i czas na ciąganie się z klientami po sądach - nie, zdecydowanie, jak kupię, to z rynku wtórnego.

Prześlij komentarz