piątek, 20 maja 2011

Likwidacja postępowań gospodarczych i ujawnianie danych przez ABW

Rada Ministrów 17.05.2011 przyjęła projekt nowelizacji KPC, zakładającej likwidację jednego z postępowań odrębnych - mianowicie postępowania w sprawach gospodarczych. Deklarowany cel - uproszczenie i przyspieszenie postępowania procesowego, wzmocnienie systemu egzekucji oraz umożliwienie eksmisji z lokalu do noclegowni lub schroniska. Argumentacja dla takiego posunięcia wydaje się być słuszna - jako że nie przedmiot postępowań gospodarczych i zwykłych nie różni się od siebie niczym; różnica dotyczy jedynie grupy podmiotów, jakie są stronami obydwu rodzajów postępowań. Posunięcie to stanowić ma także odpowiedź na oczekiwania i postulaty, wnoszone wielokrotnie przez organizacje zrzeszające przedsiębiorców. 

Na czym polegać mają zmiany? 
  1. zaostrzenie prekluzji dowodowej - sąd pominie pismo procesowe wniesione po terminie, poza 3 wyjątkami:  a) gdy opóźnienie w dostarczeniu dowodów i prezentacji twierdzeń nie wystąpiło z winy strony; b) gdy ich uwzględnienie nie spowoduje zwłoki w rozpoznaniu sprawy; c) gdy wystąpiły inne wyjątkowe okoliczności (pytanie - jak interpretowana będzie owa wyjątkowość - pojęcie bardziej niż szerokie)
  2. zwiększenie roli przesłuchania informacyjnego stron, mającego miejsce przed wszczęciem właściwego postępowania dowodowego - nie tylko do ustalenia kwestii spornych i próby ich wyjaśnienia, ale także do np. przytoczenia lub uzupełnienia przez strony twierdzeń, udzielenia koniecznych wyjaśnień
  3. możliwość zaskarżenia rozstrzygnięcia sądu drugiej instancji, który uchylił wyrok sądu pierwszej instancji i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia
  4. szersza możliwość złożenia zażalenia na postanowienia wydane w sprawach wpadkowych przez sąd II instancji
  5. uchylenie przepisu przewidującego umorzenie procesu cywilnego w przypadku ogłoszenia upadłości pozwanego, obejmującej likwidację jego majątku - zamiast tego, obligatoryjne zawieszenie postępowania w każdym wypadku upadłości
  6. rezygnacja z nowacyjnego zabezpieczenia roszczeń pieniężnych wynikających z prawa własności intelektualnej (zobowiązania pozwanego do zapłaty określonej kwoty pieniężnej na rzecz drugiej strony  przed merytorycznym rozstrzygnięciem sporu) - z uwagi na brak uzasadnienia ustanowienia formy zabezpieczenia w postaci wpłaty z góry bardzo wysokich nierzadko kwot; ustawodawca stoi bowiem na stanowisku, iż sprawach dotyczących własności intelektualnej istotne jest zabezpieczenie roszczeń niepieniężnych
  7. umożliwienie wytoczenia powództwa na rzecz osoby fizycznej przez organizację pozarządową dopiero po pisemnej zgodzie od tej osoby na takie działanie
  8. podwyższenie kar grzywien, jakie komornicy mogą stosować w toku egzekucji - nieuzasadniona odmowa wyjaśnień (z 500 zł do 2000 zł), przeszkadzanie w przeprowadzaniu czynnościach komorniczych (z 200 zł do 1000 zł), nieudzielanie informacji przez pracodawcę w egzekucji z wynagrodzenia za pracę (z 500 zł do 2000 zł)
  9. możliwość eksmisji do noclegowni lub schronisk dłużnika, któremu kazano opróżnić lokal mieszkalny – np. z powodu stosowania przemocy w rodzinie, rażącego naruszania porządku publicznego, nieposiadania tytułu prawnego do lokalu 
>>>

Jako ciekawostka - NSA, oddalając 18.05.2011 skargę kasacyjną ABW, nakazał tej ostatniej rozpoznanie merytoryczne wniosku Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka w przedmiocie ujawnienia ilości prowadzonych przez ABW podsłuchów (tzw. kontroli operacyjnej) i innych form inwigilacji w latach 2002-2009.

Wszystko rozbija się, od 2 lat, o to, czy żądane informacje są informacjami publicznymi (i winny być udostępniane w trybie Ustawy o dostępie do informacji publicznej - stanowisko HFPC), czy też nie i stanowią tajemnicę państwową (i nie mogą być udostępniane w trybie ustawy o dostępie do informacji publicznej - stanowisko ABW). Spór rozpoczął się w kwietniu 2009, gdy Fundacja wniosła skargę do WSA w Warszawie, który wyrokiem ze stycznia 2010 stwierdził bezczynność ABW, która - zdaniem sądu - winna była udzielić żądanych informacji; informacji nie udzielono, zaś odmowa nie miała (przewidywanej przepisami) formy decyzji administracyjnej.

NSA, pierwszy raz zajmując się sprawą w lipcu 2010, na skutek kasacji ABW od wyroku WSA, zarzucił WSA brak jakiegokolwiek zajęcia stanowiska wobec meritum sporu - tego, jaki jest charakter żądanych przez Fundację informacji. WSA, drugi raz rozpoznając wniosek, w listopadzie 2010 uznał żądanie Fundacji - wniosek do szefa ABW dotyczył informacji publicznej, bo Agencja jest organem publicznym. Zapytanie dotyczyło kwestii faktów, a zgodnie z w/w ustawą informacją publiczną są dane o zasadach funkcjonowania podmiotów publicznych, w tym "o prowadzonych rejestrach, ewidencjach i archiwach".

ABW kolejny raz złożyła kasację, sprawa znów trafiła do NSA, który przyznał rację Fundacji.

czwartek, 19 maja 2011

Odklejanie na siłę i słowo o doradcach prawnych

Podobno MS przeszkadzają znaki opłaty sądowej, przez interesantów ciągle i zawsze nazywanych skarbowymi (znaków opłaty skarbowej nie ma od blisko lat 5 bodajże), w związku z czym ma zostać znowelizowana Ustawa o kosztach sądowych w sprawach cywilnych (art. 9). Zmiany mają obowiązywać za półtora roku. Oznaczać to w praktyce będzie, iż wnoszenie opłat sądowych możliwe będzie tylko w sposób dwojaki:
  1. przelewem na konto sądu 
  2. gotówką w kasie sądu 
Przelewy? Nie ma problemu przy wnoszeniu - stałych lub stosunkowych - opłat od pism procesowych wszczynających postępowanie, czy środków zaskarżenia. A co zrobić, gdy delikwent potrzebuje np. 3 stron ksero? Jeśli ma (nie)szczęście bycia klientem banku, w którym za przelewy się płaci - okaże się, że za przelew zapłaci niewiele mniej niż za samo ksero, o które mu chodzi. Kasa sądu? Teoretycznie - tak. W praktyce - nie wszędzie jest. A poza tym - chyba w każdym sądzie działa krócej niż sam sąd, a zatem biura podawcze/sekretariaty wydziałów; co nie sprzyja osobom, którzy zazwyczaj w dość dużych ilościach wpadają do sądu, złożyć jakąś apelację, zażalenie, skargę czy pozew, oczywiście, ostatniego dnia terminu.

O ile MS twierdzi, że zlikwidowanie znaków opłaty sądowej ma powodować oszczędności - o tyle jednak na pewno oznaczać będzie utrudnienia dla zwykłych szarych interesantów. Osoba taka najczęściej przychodzi do sądu, i od zera dowiaduje się, co i jak ma zrobić, co napisać itp. Czasami przygotowana - ma wszystko, poza tą opłatą. I co wtedy? Wtedy - na razie - idzie do kasy, i wraca z pęczkiem znaczków (o ile opłata wynosi do 1500 zł, ale najczęściej mieszczą się one w tej kwocie). Gdy znaczków zabraknie? Będzie problem. Iść do domu (ci bardzie multimedialni, wyposażeni w i umiejący obsługiwać przelewy internetowe) czy do banku (cała reszta, osoby załatwiające wszystko w okienkach) tylko po to, żeby zrobić przelew na niewielką kwotę, po czym przydreptać do sądu ponownie, tylko aby dołączyć kwitek potwierdzający uiszczenie wpłaty?

Nie mówiąc o tym, że znaczki naklejane na dane pismo nie budzą wątpliwości - wiadomo, oplata dotyczy tego, na czym jest naklejona, proste i jasne. Wpłaty przez internet? O, zgrozo. Przyjdzie ci taki człowiek, zapyta się, co ma napisać w tytule - no to mu recytujesz: dane powoda (a najlepiej obu stron), przedmiot sprawy. Jak nowa - sygnatury nie da rady, bo jej nie ma, to żeby wydział podał. Jak sprawa ma sygnaturę - w sumie wystarczy po polsku napisać sygnaturę. I co z tego wynika? Nic. Ludzie wypisują takie dziwadła w tytułach przelewu, że mimo najszczerszych chęci nie ma żadnej szansy, aby dopasować takie dowody wpłat, drukowane przez księgowość, do danej sprawy. No chyba że po nazwisku wpłacającego - ale tutaj też często wpłata idzie z zupełnie innego konta, innej osoby. A potem płacz i zgrzytanie zębów, że zwrot pozwu był albo odrzucenie skargi, z uwagi na brak opłaty.

No i nie mówiąc o tym, że - jak wspomniałem - czasami kas w sądach nie ma w ogóle. A nawet jak są, to pracują w zupełnie innych godzinach niż sąd, przez co wszyscy, którzy chcą coś załatwić z samego rana, gdy tylko sąd swoje podwoje otwiera, lub też tuż przed zamknięciem tychże, czyli większość pracujących normalnie osób - odbija się od zamkniętych drzwi kasy.

Korporacje prawnicze chcą negocjować - proponują MS pozostawienie furtki w postaci umożliwienia naklejania znaków opłaty sądowej w sytuacjach niektórych stałych opłat sądowych i opłat kancelaryjnych. No tak - tylko skoro część ma zostać, czemu ta pozostała, dzisiaj funkcjonująca, czyli możesz nakleić na wszystko i w każdej sytuacji (byle do 1500 zł) nie? Zgadza się - jakieś  tam oszczędności będą: mniej o pensje kasjerek sądowych, ponoć o 1000000 zł kosztów druku samych znaków rocznie, a także 9% cen sprzedanych znaków (prowizja - liczona na ok. 30000000 zł). Trzeba także pamiętać o pewnych formularzach - np. w postępowaniu w/s ksiąg wieczystych i rejestrowym - gdzie takie druki będzie trzeba było zmodyfikować (tj. zmielić pewnie dość spore zapasy już wydrukowanych), ponieważ jest tam pole "miejsce na znaki opłaty sądowej" (albo jakoś podobnie).

Jednak, mimo wzrostu ilości płatności przelewem, życie - i sytuacja w biurach podawczych oraz sekretariatach sądowych - pokazują, że znaczki opłaty sądowej popularne były, są i będą. No chyba, że nie będą mogły być - bo je zlikwidują.

>>>

Było o korporacjach wyżej, będzie znowu - otóż te właśnie ślą protesty do Sejmu w zakresie sprzeciwu wobec tzw. otwarcia rynku prawniczego i umożliwienia działania (w węższym, oczywiście, zakresie, niż adwokaci i radcowie prawni) tzw. doradców prawnych.

Może i można im zarzucić, że to dbałość o własne interesy (no bo o czyje?), że chcą uciąć łeb potencjalnej konkurencji na rynku. Ale prawda jest taka - a kilka razy miałem okazję obserwować na sali tzw. pełnomocnika nie-fachowego, czyli osobę po studiach prawniczych, która otworzyła działalność i w ramach tejże świadczyła, rzekomo na podstawie stałego zlecenia (wymóg - 87 KPC - co jednak najczęściej było zwykłą lipą i ściemą) obsługę prawną, zatem reprezentowała w sądzie taki czy inny podmiot. I co widziałem? Obraz nędzy i rozpaczy. Owa osoba miała składać, proste jak drut, pozwy w postępowaniu upominawczym - np. zaległości członka spółdzielni względem tejże. I co? Nie wiedziała, jak odsetki wyliczyć - zakaz anatocyzmu itp. Zamiast prostego nakazu, klauzuli i egzekucji - sąd musiał wychodzić na rozprawę, żeby przesłuchać dłużnika, który i tak nie oponował, bo takich długów innych ma pełno i sam się już w tym gubi, a przede wszystkim po to, żeby... oddalić w części źle napisane powództwo.

Nie wiem, czy sam zostanę radcą prawnym - taki pomysł jest, mam nadzieję, że się uda. Ale pomysł z tymi doradztwami prawnymi jest zdecydowanie nietrafiony.

>>>

Za co można trafić do KRD? Za nieoddanie książki do biblioteki :)

wtorek, 17 maja 2011

Doręczanie bezpośrednio przez pełnomocników - za wolne i ryzykowne?

To mnie zaciekawiło, ale i zdziwiło. Otóż wyczytałem, iż Senat planuje wprowadzić zmiany w KPC w ten sposób, aby adwokaci i radcowie prawni uczestniczący w procesie nie musieli doręczać sobie wzajemnie pism. Czyli chcą znowelizować art. 132 KPC, który mówi:
Art. 132 KPC § 1.W toku sprawy adwokat, radca prawny, rzecznik patentowy oraz radca Prokuratorii Generalnej Skarbu Państwa doręczają sobie nawzajem bezpośrednio odpisy pism procesowych z załącznikami. Do pisma procesowego wniesionego do sądu dołącza się dowód doręczenia drugiej stronie odpisu albo dowód jego wysłania przesyłką poleconą. Pisma, do których nie dołączono dowodu doręczenia albo dowodu wysłania przesyłką poleconą, podlegają zwrotowi bez wzywania do usunięcia tego braku. (...)
Jest to o tyle dziwne, że jest to przepis dość nowy - uchwalony w roku 2009, obowiązujący od 2010. We wcześniejszej wersji dotyczył tylko adwokatów i radców prawnych, a obowiązywał jedynie w postępowaniu w sprawach gospodarczych. Skąd zatem zmiana? Zrozumiana była poprzednia - na stan taki, jak obecnie, aby odciążyć i tak zawalone pracą sekretariaty sądów, umożliwiając wymianę pism procesowych samym pełnomocnikom fachowym stron, którzy zostali obarczeni jedynie obowiązkiem złożenia samego pisma (już bez odpisów, za to z dowodem nadania go drugiej stronie) do sądu - gdzie wystarczyło, aby sędzia się zapoznał z jego treścią, nie musząc wydawać zarządzenia w przedmiocie doręczenia odpisu drugiej stronie. 

Argumentacja jest taka - obecny stan prawny nie przyspiesza, a spowalnia - bo pełnomocnik fachowy najpierw musi nadać przesyłkę do drugiej strony, aby dowód nadania dołączyć do egzemplarza pisma składanego do sądu; oznacza to więcej pracy biurowej dla pracowników kancelarii pełnomocnika strony, co może wpłynąć na wzrost kosztów prowadzenia kancelarii, a co za tym idzie - całości usług świadczony przez pełnomocnika. Koszty większe zaś, które poniosłyby sądy, nie były by tak dotkliwe, jako że płacą ryczałtem za nadawane i tak w wielkich ilościach przesyłki. 

Trudno zgodzić się z opinią jednego z cytowanych w prasie pełnomocników, który raczył był stwierdzić, iż:
Na rozprawie sąd traci czas na ustalanie, czy wszyscy dostali te same pisma, co są w aktach. Przerzucenie na strony reprezentowane przez pełnomocników obowiązku doręczania sobie pism zwiększyło też ryzyko prowadzenia spraw.
Ryzyko? Jakie ryzyko? Co tu zmienia fakt, że trzeba:
  1. do jednego- strony przeciwnej - wysłać pismo - przecież szybciej, niż do sądu i czekać, aż sąd wyśle do niego (no chyba że ktoś gra na czas, bo np. wynagrodzenie ma od pisma/terminu/czynności, a nie np. zryczałtowane czy związane z rezultatem)
  2. do drugiego - sądu - wysłać to samo pismo z dowodem nadania go numerowi 1
Ja problemu nie rozumiem, a pojęcia ryzyka w tym kontekście - tym bardziej. Jak każdy pełnomocnik wyśle wszystkim stronom pismo, to problemu nie widzę - bo niewątpliwie strony te pismo dostaną szybciej, niż w wariancie: przychodzi do sądu, sekretarz znajduje akta, przedkłada sędziemu z pismem, sędzia daje zarządzenie o przesłaniu, sekretarz wykonuje. Oczywistym jest, że to w takich właśnie sytuacjach - czekania na doręczenie przez sąd - dochodziło do wypadków, gdy pismo nie dotarło na czas do strony, albo w ogóle nie zostało wysłane, albo sędzia stwierdza, że doręczy na rozprawie, otrzymujący pismo jest zaskoczony i wnosi o odroczenie terminu celem umożliwienia mu ustosunkowania się do jego treści. 

Ja mam nadzieję, że z tej nowelizacji nic nie wyjdzie. 

>>>

Z cyklu - humorystycznie, a konkretniej - czarny humor: komendant policji może po pracy bezkarnie kopać ludzi. Podwładni legitymowali jakiś ludzi, a komendant, nie będąc na służbie, się wtrącił, i rzekomo kopnął jednego z legitymowanych. Wydał też kilka innych poleceń. Zarzucono mu (231 KK) przekroczenie uprawnień. Zaś jego pełnomocnik twierdzi, iż zarzut jest chybiony - komendant był przecież po służbie. Czyli - zarzucić mu po służbie nic nie można, ale w tej samej sytuacji może do woli dyrygować podwładnymi. 

Nie trzeba mówić, że specjaliści karniści wyśmiali, delikatnie mówiąc, tak krętackie rozumowanie. Ciekawe, co na to powie sąd.

poniedziałek, 16 maja 2011

Urzędniku - zapłacisz za swoje błędy

O ile samo założenie - ukrócenie sytuacji, gdy urzędnicy walą byki za bykiem i włos im z tego tytułu z głowy nie spada - jest słuszne, to jednak czy w ten sposób i w takiej formie? Jak by nie patrzeć - jutro wchodzi w życie Ustawa z 20.01.2011 o odpowiedzialności majątkowej funkcjonariuszy publicznych za rażące naruszenie prawa, która wspomnianą sferę odpowiedzialności urzędniczej wywraca do góry nogami, bo wprowadza dość konkretne regulacje, kiedy i na jakiej zasadzie urzędnika można ukarać za rażące naruszenie prawa.

Jak ma to wyglądać? Otóż w sytuacji, gdy Skarb Państwa wypłaca, przyznane przez sąd obywatelowi czy przedsiębiorcy pokrzywdzonemu przez bezprawną decyzję wydaną przez tego urzędnika, odszkodowanie - wówczas odszkodowanie to potrącane ma być owemu urzędnikowi z wynagrodzenia za pracę. 

Sytuacja jest o tyle ciekawa, że ustawa (art. 7) nakłada obowiązek - obligatoryjnie - złożenia przez kierownika podmiotu odpowiedzialnego, który wypłacił odszkodowanie, albo kierownika jednostki organizacyjnej podmiotu odpowiedzialnego, która wypłaciła odszkodowanie, do prokuratora okręgowego właściwego ze względu na siedzibę podmiotu odpowiedzialnego wniosek o przeprowadzenie postępowania wyjaśniającego. Czyli - zwierzchnik pracownika, przez którego SP był zmuszony płacić obywatelowi odszkodowanie, nie ma wyboru, nie ma pola do manewru i próby bagatelizowania sytuacji, wyciszania jej, bo jeśli sam nie spełni obowiązku ustawowego, jego mogą czekać nieprzyjemności. Dokładnie wskazane w art. 10 ustawy - grzywna, kara ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 3 (wariant nieumyślny - dwie pierwsze kary). 

W ustawie zakres odpowiedzialności, jej przesłanki, sformułowane zostały następująco:
Art. 5. Funkcjonariusz publiczny ponosi odpowiedzialność majątkową w razie łącznego zaistnienia następujących przesłanek:
1) na mocy prawomocnego orzeczenia sądu lub na mocy ugody zostało wypłacone przez podmiot odpowiedzialny odszkodowanie za szkodę wyrządzoną przy wykonywaniu władzy publicznej z rażącym naruszeniem prawa;
2) rażące naruszenie prawa, o którym mowa w pkt 1, zostało spowodowane zawinionym działaniem lub zaniechaniem funkcjonariusza publicznego;
3) rażące naruszenie prawa, o którym mowa w pkt 1, zostało stwierdzone zgodnie z art. 6.

Art. 6. Przez stwierdzenie rażącego naruszenia prawa należy rozumieć:
1) wydanie ostatecznej decyzji stwierdzającej nieważność decyzji lub postanowienia na podstawie art. 156 § 1 pkt 2 lub art. 156 § 1 pkt 2 w związku z art. 126 ustawy z dnia 14 czerwca 1960 r. — Kodeks postępowania administracyjnego;
2) wydanie ostatecznej decyzji stwierdzającej nieważność decyzji lub postanowienia na podstawie art. 247 § 1 pkt 2 albo pkt 3 lub art. 247 § 1 pkt 2 albo pkt 3, w związku z art. 219 ustawy z dnia 29 sierpnia 1997 r. — Ordynacja podatkowa (Dz. U. z 2005 r. Nr 8, poz. 60, z późn. zm. 4) );
3) stwierdzenie braku podstawy prawnej lub rażącego naruszenia prawa na podstawie art. 54 § 3 ustawy z dnia 30 sierpnia 2002 r. — Prawo o postępowaniu przed sądami administracyjnymi (Dz. U. Nr 153, poz. 1270, z późn. zm. 5) );
4) wydanie prawomocnego wyroku na podstawie art. 145 § 1 pkt 2 ustawy z dnia 30 sierpnia 2002 r. — Prawo o postępowaniu przed sądami administracyjnymi w związku z art. 156 § 1 pkt 2 ustawy z dnia 14 czerwca 1960 r. — Kodeks postępowania administracyjnego;
5) wydanie prawomocnego wyroku na podstawie art. 145 § 1 pkt 2 ustawy z dnia 30 sierpnia 2002 r. — Prawo o postępowaniu przed sądami administracyjnymi w związku z art. 247 § 1 pkt 2 albo 3 ustawy z dnia 29 sierpnia 1997 r. — Ordynacja podatkowa;
6) stwierdzenie rażącego naruszenia prawa na podstawie art. 37 § 2 ustawy z dnia 14 czerwca 1960 r. — Kodeks postępowania administracyjnego;
7) stwierdzenie rażącego naruszenia prawa na podstawie art. 141 § 2 ustawy z dnia 29 sierpnia 1997 r. — Ordynacja podatkowa;
8) prawomocne stwierdzenie rażącego naruszenia prawa na podstawie art. 149 lub art. 154 § 2 ustawy z dnia 30 sierpnia 2002 r. — Prawo o postępowaniu przed sądami administracyjnymi;
9) prawomocne stwierdzenie rażącego naruszenia prawa na podstawie art. 47714 § 3 ustawy z dnia 17 listopada 1964 r. — Kodeks postępowania cywilnego (Dz. U. Nr 43, poz. 296, z późn. zm. 6) );
10) prawomocne stwierdzenie braku podstawy prawnej lub rażącego naruszenia prawa na podstawie art. 47931a § 3 ustawy z dnia 17 listopada 1964 r. — Kodeks postępowania cywilnego;
11) ostateczne stwierdzenie braku podstawy prawnej lub rażącego naruszenia prawa na podstawie art. 81 ust. 3 ustawy z dnia 16 lutego 2007 r. o ochronie konkurencji i konsumentów (Dz. U. Nr 50, poz. 331, z późn. zm. 7) ).
Granica odpowiedzialności urzędnika - dwunastokrotna pensja. Gdy do winy przyczyniło się ich kilku - każdy z nich ponosi odpowiedzialność stosownie do przyczynienia się do rażącego naruszenia prawa i stopnia winy. Jeżeli nie jest możliwe ustalenie stopnia winy i przyczynienia się poszczególnych funkcjonariuszy publicznych do rażącego naruszenia prawa, odpowiadają oni w częściach równych. Jeżeli kilku funkcjonariuszy publicznych dopuściło się działania lub zaniechania - każdy odpowiada do w/w dwunastokrotności pensji. Ważne - wypadku udowodnienia winy umyślnej - nie obowiązuje w/w granica odpowiedzialności, a odpowiada on do wysokości zasądzonego na rzecz obywatela odszkodowania.

Szacuje się, że nowa regulacja może dotyczyć przeszło 200 000 urzędników państwowych, i kolejnych 200 000 pracowników samorządów terytorialnych. Powstaje problem - obawa urzędników przed nowymi konsekwencjami, o których to obawach mówiło się już wiele na etapie prac legislacyjnych nad niniejszą ustawą. Nie da się jednak ukryć, że jest ona potrzebna - wystarczy otworzyć gazetę, posłuchać wiadomości, gdzie co rusz jest mowa o tym, gdy obywatele cierpią z powodu błędów urzędniczych. Inna sprawa - a sam mam w tym zakresie doświadczenie - to fakt, że gdy urzędnik naprawdę popełni błąd, a strona przyjdzie i bez obrzucania wyzwiskami i wrzasków zwróci uwagę, to taki błąd możliwie najszybciej się naprawiało, bo przecież nikt nikomu na złość celowo nie robił. Gdy był problem z petentami - to nie tymi, którzy mieli rację i coś do zarzucenia faktycznie, a po prostu najczęściej z pieniaczami i po prostu wariatami. 

Można jednak zgodzić się, iż pewne grupy urzędników mają powody do obaw - największa grupa, która powinna obawiać się nowych przepisów, to ponad 50 000 pracowników urzędów skarbowych, którzy na co dzień wydają po kilkadziesiąt decyzji podatkowych. Wypowiada się o tym jeden ze znanych warszawskich adwokatów:
Może to spowodować blokadę administracji, gdyż urzędnicy będą obawiali się składać podpisy pod decyzjami – komentuje adwokat Józef Forystek z Kancelarii Forystek & Partnerzy. – Będą się wstrzymywali do czasu, aż uzyskają absolutną pewność, że sąd nie podważy ich rozstrzygnięcia. Takie unikanie odpowiedzialności będzie im się nawet opłacało, gdyż grzywny za bezczynność czy przewlekłe prowadzenie postępowania są bardzo niskie i niezwykle rzadko nakładane. W zeszłym roku było ich kilkanaście. Biorąc pod uwagę, że urzędnicy wydają setki tysięcy decyzji rocznie, to naprawdę niewiele.
Cała sytuacja wydaje się być polem do popisu dla ubezpieczycieli, którzy pewnie hurtowo wprowadzą ofertę polis OC dla urzędników - czego ubezpieczalnie obecnie nie mają jeszcze w ofercie. Trudno jednak wyobrazić sobie ubezpieczenie od okoliczności umyślnego łamania prawa przez urzędnika. 

>>>

Nie tak dawno, bo w listopadzie, pisałem na temat ustawy zakazującej palenia w lokalach. Okazuje się, że - jak to często - pomysł był dobry, jednak wyszło nie do końca. Dlaczego? Ustawowy zakaz dotyczy lokalu, który jest wydzielony przegrodami budowlanymi, np. ścianą. Tymczasem ogródek kawiarniany, usytuowany na zewnątrz kawiarni, niewątpliwie takim pomieszczeniem nie jest.

niedziela, 15 maja 2011

Zamiast poczty - sądowa służba doręczeniowa

Doczekaliśmy się, że pewna znana dość mocno fikcja prawna może zniknąć, a tym samym może zostać usprawniona jedna z naprawdę technicznych i marginalnych sfer w zakresie sądowych postępowań cywilnych, a jednak bardzo często wpływająca (negatywnie) na tempo rozpoznawania spraw. Tak, chodzi o doręczenia. Minister Sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski 4 maja 2011 r. podpisał rozporządzenie w sprawie warunków organizacji oraz struktury sądowej służby doręczeniowej, oczekujące już tylko na publikację w Dzienniku Ustaw. 

W KPC czytamy bowiem: 
Art. 131 KPC § 1. Sąd dokonuje doręczeń przez operatora publicznego lub innego operatora pocztowego w rozumieniu ustawy z dnia 12 czerwca 2003 r. - Prawo pocztowe (Dz. U. z 2008 r. Nr 189, poz. 1159 oraz z 2009 r. Nr 18, poz. 97 i Nr 168, poz. 1323), osoby zatrudnione w sądzie, komornika lub sądową służbę doręczeniową.
§ 2. Minister Sprawiedliwości w porozumieniu z ministrem właściwym do spraw łączności określi, w drodze rozporządzenia, szczegółowy tryb i sposób doręczania pism sądowych przez podmioty, o których mowa w § 1, mając na uwadze konieczność zapewnienia sprawnego toku postępowania, a także realizacji gwarancji procesowych jego uczestników, ochronę praw osób, którym pisma są doręczane, oraz ochronę ich danych osobowych.
§ 3. Minister Sprawiedliwości, na uzasadniony wniosek prezesa sądu, w drodze zarządzenia, tworzy i znosi w tym sądzie sądową służbę doręczeniową.
§ 4. Minister Sprawiedliwości określi, w drodze rozporządzenia, warunki organizacji oraz strukturę sądowej służby doręczeniowej, mając na względzie wielkość sądu, koszty oraz zapewnienie skuteczności doręczeń i zachowanie wymogów postępowania sądowego.
Kluczowy jest  § 1 - teoretycznie bowiem jest w nim sporo możliwości doręczenia - bo poprzez:

  1. operatora publicznego - monopolista w osobie Poczty Polskiej
  2. innego operatora publicznego - z uwagi na 1 - brak takowych 
  3. osoby zatrudnione w sądzie - nie słyszałem jeszcze o takich etatach; brakuje etatów dla zwykłej pracy w sądzie (sekretariat, interesanci, wykonywanie zarządzeń, protokołowanie), a co dopiero myśleć o bieganiu po ludziach z pocztą...
  4. komornika - w ostateczności, zdarza się, ale trwa i kosztuje ekstra
  5. sądową służbę doręczeniową - dotychczas najczęściej fikcyjną. 
Nie będzie to proste i oczywiste - natomiast utworzenie takiej służby stanie się możliwe. Będzie musiało być poprzedzone analizą ekonomiczną takiej formy doręczeń (jest to dość proste), a także budżet sądu musi móc znieść bez szwanku utworzenie takiej służby. Służbę doręczeniową ustanawiać ma prezes sądu, natomiast w hierarchii sądowej podlegać ma pod jego oddział administracyjny. Co ciekawe, zatrudnieni w niej mogą być nie tylko odrębni pracownicy, ale także pracownicy już zatrudnieni w sądzie, na podstawie dodatkowych umów cywilnoprawnych. 

Służba pracować ma na 2 zmiany, przemieszczać się transportem publicznym, choć nie wykluczono użycia pojazdów sądowych, a także prywatnych doręczycieli. Uzbrojeni będą w identyfikator, wskazujący dokładnie sąd, w którym doręczyciel jest zatrudniony, dane osobowe doręczyciela i jego zdjęcie. 

O ile takie służby doręczeniowe pojawią się w polskich sądach - może być to sposób na przyspieszenie postępowań, które często trwają w nieskończoność z powodu opóźnień w doręczaniu, gdy dochodzi do sytuacji, że od wysłania korespondencji do stron do momentu wpłynięcia do sądu zwrotnych potwierdzeń odbioru upływają... 2 miesiące. A wiadomo - brak dowodu doręczenia = brak jakiejkolwiek możliwości działania, żeby nie narazić się na zarzut pozbawienia strony prawa do działania. 

czwartek, 12 maja 2011

Pilotażowe lekcje z podstaw prawa w łódzkich liceach

Bardzo ciekawa i godna pochwały inicjatywa - OIRP w Łodzi w 24 liceach przeprowadziła dwugodzinne lekcje "praktycznej nauki prawa", o czym na dniach donosił bezpłatny dziennik Metro. Niestety, akcja obnażyła także przykrą prawdę - znajomość prawa w narodzie jest bardziej niż słaba, żeby nie powiedzieć, że jej nie ma. Trudno się dziwić - zachowanie ludzi na sali rozpraw (czego się naoglądałem...) pokazuje, że:
  1. bagatelizują wprost wszelkie sprawy związane z ich sytuacją prawną - do momentu, kiedy nie zapuka do nich wierzyciel z tytułem wykonawczym, albo komornik
  2. skąpią środków na profesjonalną poradę prawną; najczęściej decydują się na:
  • radę sąsiada (byłem świadkiem, gdy tak tłumaczył się pozwany, żaląc się sądowi, który nie uznał jego argumentów)
  • poradę z internetu za 9,99 zł (+ VAT, płatne smsem lub przelewem)
  • ostatecznie - porada prawna w kancelarii (nie zawsze nawet pełnomocnika fachowego - adwokata, radcy prawnego - a po prostu prawniczej), tylko porada, której koszt zazwyczaj jest przecież stosunkowo wysoki w porównaniu z negocjowalnymi kosztami poprowadzenia całej sprawy (co ma sens - bo zapewnia obsługę prawną w całości postępowania, kompetentne i spójne doradztwo jednej osoby przez cały czas)
Zaznaczam, nie twierdzę, że z każdą sprawą - np. wnioskiem o wyjawienie majątku, o nadanie klauzuli wykonalności czy sprawą o nabycie spadku (prostą - bo potrafią być mocno pokręcone) - należy iść do fachowca. Nie, nie należy. Ale zdecydowanie należy mierzyć zamiary na siły - i gdy się na czymś (np. prawie jako takim) w ogóle nie znamy, to należy po prostu pójść i zapłacić komuś, kto odpowiednią wiedzę posiada, aby zaradził i wskazał prawidłowe postępowanie, uchronił od przykrych konsekwencji. 

Z bardziej przykrych wniosków po owym programie lekcji nt. prawa w liceach - czym młodzież się najbardziej interesowała? Rozwodami. No i oczywiście - sporo pytań z cyklu co mi grozi za... czyli podstawy, najpewniej, Kodeksu wykroczeń (szczególnie w zakresie możliwości karania za spożywanie napoi wyskokowych w miejscach publicznych, i czy funkcjonariusz - poza legitymowaniem takiego degustatora - może także poprosić o pokazanie zawartości np. torby czy plecaka, gdzie delikwent mało dyskretnie schował spożywany alkohol).  

Bardzo dobrym pomysłem wydaje się także to, iż szef MS Krzysztof Kwiatkowski wystąpił do MEN Katarzyny Hall o wprowadzenie takich lekcji do wszystkich ponadgimnazjalnych szkół w kraju w formie 2-4 h na semestr, nie tyle w formie osobnego przedmiotu, co wyodrębnionego z nazwy i zakresu bloku w ramach zajęć tzw. WOSu, czyli wiedzy o społeczeństwie. Co więcej - koszty prowadzenia lekcji jest gotowy pokryć samorząd radców prawnych. MEN pozostawia szkołom wybór, wskazując jednak, że już obecnie  dyrektorzy mogą wprowadzić tzw. przedmioty uzupełniające. Rzecznik MEN wskazał także, iż trwają właśnie prace nad rozporządzeniem, które pozwoli dołożyć do programu liceum co najmniej 30 godzin na dodatkowe przedmioty.  

Te wszystkie sprawy - pilotażowe lekcje, a także plany i pomysły na skalę kraju - bardzo cieszą. Zmieniłbym jednak formę. Niech to będzie, choćby przez rok - np. w II klasie liceum - osobny przedmiot, choćby po godzinie w tygodniu. Żeby te podstawy zupełne - prawo cywilne, odpowiedzialność cywilna, podstawowe przestępstwa i wykroczenia, podstawy prawa pracy, ubezpieczenia, świadczenia rodzinne, postępowanie administracyjne - pokazać młodym, żeby wchodzili w dorosłość z jakąkolwiek świadomością prawa. 

Nawet mam pomysł na podręcznik - ta książka